Tegoroczne wakacje były starannie planowane. Ale w naszym przypadku zawsze plany dwa-trzy tygodnie przed wyjazdem biorą w łeb. Okazało się bowiem, że urlop letni musimy spędzić w Polsce.
Nie zmartwiło nas to wielce, bo w naszym kraju jest naprawdę ogrom fantastycznych miejsc do spędzenia wolnego czasu. Wymyśliliśmy sobie wizytę w kilku miastach i miasteczkach, ale najbardziej cieszyliśmy się na perspektywę wizyty w Pieninach.
Ostatni raz spędziliśmy tam kilka dni jako bezdzietna para. Tym razem jednak było nas troje. A wakacje w górach z dzieckiem spędza się odrobinę inaczej niż bez dziecka (tak nam się przynajmniej wydawało).
Pieniński Park Narodowy był pierwszym w historii tego typu parkiem w Polsce. Dla wielu ludzi jest to najpiękniejsze pasmo górskie w naszym kraju. Łatwo dostępne szczyty z widokami na Tatry czy Magurę Spiską, malownicze zamki czy kultowy spływ Dunajcem przyciągają turystów jak magnes.
Jako bazę wypadową wybraliśmy niewielkie Sromowce Niżne. Jednak gdziekolwiek byście nie nocowali (czy to w Szczawnicy czy Krościenku) wszystkie te miejscowości są dobrymi punktami do wypadu w góry. Są także świetnie skomunikowane, można się między nimi łatwo przemieszczać busami, rowerami i pieszo.
Spływ Dunajcem
W Pieninach zaczęliśmy oczywiście od atrakcji, która cieszy się największą popularnością, zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Na spływ Dunajcem czekaliśmy najbardziej. Miejsca, w których można rozpocząć przygodę ze spływem są dwa: przystań w Sromowcach Wyżnych i przystań w Sromowcach Niżnych. W sezonie letnim od 8:30 są już kolejki w pierwszej przystani, więc polecamy przystań drugą. Płynęliśmy ze Sromowiec Niżnych (trasa jest o jakieś 15 min krótsza, a bilet tańszy).
Aby tratwa mogła wypłynąć, musi być dokładnie 11 osób, ale wierzcie mi, nie trzeba długo czekać. Wesoły flisak od początku opowiada trochę o górach, o tradycji flisackiej, ale głównie opowiada bajki dla turystów i zadaje co chwila zagadki, np. z której strony opłyniemy górę znajdującą się na horyzoncie. To nie jest takie oczywiste. Na trasie mijamy wiele osobliwości skalnych, m.in. Siedmiu Mnichów (grzeszni zakonnicy z Czerwonego Klasztoru zaklęci w skały), wyżłobionego przez naturę orła, wspaniałą Sokolicę czy Głowę Cukru. Mijamy także wąski przesmyk zwany Zbójnickim Skokiem (podobno tu Janosik skakał przez Dunajec, gdy uciekał przed Węgrami). Legend jest tu całe mnóstwo.
Płynąc z samego rana, warto zaopatrzyć się w bluzy (jesienią w kurtki), bo od wody jest nam całkiem chłodno. Dzieciaki ochoczo przymierzają flisacki kapelusz, a dorośli mogą spróbować posterować tratwą. Warto spróbować i przekonać się, że to nie takie łatwe, na jakie wygląda, bo nurt rzeki porywa nas tak jak chce.
Spływ kończy się po ok. 2h w przystani w Szczawnicy, skąd busami można wrócić do miejsca początku spływu (bilety po 10 zł, a busy co 5 minut). Ale uwaga, chętni mogą zakończyć spływ wcześniej, w miejscu przeprawy na Sokolicę.
Około 15 min przed końcem spływu tuż przy rzece ma swój początek niebieski szlak na górę Sokolicę (747 m n.p.m.). Przygotowani do wyjścia w góry prosimy flisaka o wcześniejszy przystanek, wyciągamy górskie buty i od razu ruszamy ku górze.
Chcieliśmy aktywnie, więc jest aktywnie. Ścieżka pnie się ku górze dość stromo, ale spokojnie, mamy ułatwienia w formie poręczy i uformowanych z pni schodów. Mimo, że znaki mówiły o 45 minutach na szczyt my docieramy po około godzinie. Tuż przed szczytem należy uiścić opłatę i już za chwilę można podziwiać z góry jeden z najpiękniejszych przełomów rzecznych w Europie - przełom Dunajca, te wszystkie jego zakręty. Na szczycie rośnie lasek sosen reliktowych, z których każdy z pewnością rozpozna ze zdjęć i pocztówek tę jedną jedyną. Dla mnie osobiście widok z Sokolicy jest wart milion dolców i jest o niebo lepszy niż ten z Trzech Koron.
Po kilkunastu minutach zagęszcza się ruch na szczycie, więc decydujemy się iść dalej. Większość turystów schodzi z Sokolicy do Krościenka czy Szczawnicy, my jednak mamy w planach trekking (bo już nie zwykły spacer). Wiemy, że przed nami najciekawsza część drogi. Niebieski szlak prowadzi nas dalej granią, zwaną Sokolą Percią. Znaki ostrzegają nas, że szlak jest mocno eksponowany, ale wierzcie mi, nie taki straszny. Idziemy dalej, razem z dzieckiem, powoli i ostrożnie, asekurując małego i pomagając mu w bardziej stromych podejściach. W najbardziej niebezpiecznych miejscach są metalowe poręcze, aby sobie nieco pomóc i zwiększyć bezpieczeństwo. Adasiowi podoba się bardzo fakt, że niektóre odcinki grani pokonuje na czworaka i trochę się wspina zamiast iść normalnie. Droga prowadzi raz w górę, raz w dół, sprawiając, że wszyscy mamy zadyszkę. Nie mam ani jednego zdjęcia z tego odcinka, zauważyłam to w domu. Z jednej strony szkoda, bo ten fragment trasy jest inny niż pozostała część. Wreszcie docieramy do kolejnego skalistego szczytu zwanego Czertezik (772 m n.p.m.), a potem Czereż (774 m n.p.m.). O dziwo jesteśmy tu sami! Naprawdę trudno mi w to uwierzyć, bo panorama stąd jest równie wspaniała jak z sąsiedniej Sokolicy! Tyle, że nie ma sosny.
Po ponownym podejściu docieramy na 780 m n.p.m. na Przełęcz Szopkę zwaną Chwała Bogu. Skąd druga nazwa, zapytacie? Był to najwyższy punkt na drodze Sromowce Niżne - Krościenko, piechurzy po przekroczeniu przełęczy mieli już tylko drogę w dół i mówili "chwała Bogu". Jest tu piękna łąka z widokiem na Tatry Bielskie i można tu chwilę odpocząć. Chętni mogą ruszyć stąd na Trzy Korony (982 m n.p.m.) - najwyższy szczyt Pienin Środkowych (nie mylić z największym szczytem Pienin w ogóle). Góra składa się ze skalnych turni, z których najwyższa to Okrąglica (jest tam balkon widokowy). Jednak trzy z nich doczekały się innych nazw, nadanych przez okolicznych mieszkańców i są to: Wysoka Kaśka, Gruba Baśka, Kudłata Maryśka.
My jednak schodzimy na dół, przed nami jeszcze droga w dół. Szlak prowadzi Wąwozem Szopczańskim między wysokimi skałami. Potok wije się wzdłuż ścieżki, czasem znika w skalnych szczelinach, czasem płynie niemal samą ścieżką – trzeba przygotować się na przeskakiwanie przez wodę po kamykach. Po około godzinie-półtorej docieramy do schroniska Trzy Korony na wyczekaną kawę i sok.
Będąc w Pieninach, KONIECZNIE wybierzcie się z dzieckiem w góry. Szlaki pięknie się tu zapętlają, do najbardziej znanych szczytów można dostać się w godzinę - półtorej. W Szczawnicy nawet z niemowlakiem można wjechać wyciągiem krzesełkowym na Palenicę, stamtąd podejść na Szafranówkę, by móc cieszyć się fantastycznymi widokami. Łatwo dostępny jest także Wąwóz Homole, moim zdaniem bardziej ciekawy i zróżnicowany niż Wąwóz Szopczański. Wejście do wąwozu jest w Jaworkach, a klimat tu iście górski.
Jeśli płynęliście już tratwą i mało wam wrażeń, to wiedzcie, że wzdłuż Dunajca wije się kręta, w większości płaska droga pieszo-rowerowa. Prowadzi od Czerwonego Klasztoru do centrum Szczawnicy. Jest to tzw. Droga Pienińska, która w około 80% leży po stronie słowackiej, a w 20% po polskiej. Droga ta jest najlepszą alternatywą dla spływu tratwami.
W Sromowcach Niżnych wypożyczamy rower, ruszamy na drugą stronę kładki na Dunajcu i za 5 min ruszamy spod klasztoru. Trasę budowała w XIX wieku krakowska Akademia Umiejętności. Nawierzchnia pozwala na przejazd rowerem, wózkiem, pokonanie jej pieszo także jest możliwe. Całkowita długość to ok. 12 km (licząc do centrum Szczawnicy). Ogólnie jest płaska, ale jest kilka miejsc, gdzie zmęczymy się trochę, wjeżdżając pod górę. Ale spokojnie, pokonają je dzieci i matki bez kondycji takie jak ja:-) Trasa oczywiście jest dwukierunkowa. Z informacji praktycznych dodam, że jest możliwość wypożyczenia roweru w Sromowcach Niżnych i zostawienia go w Szczawnicy (lub odwrotnie).
Dla leniuszków, którzy są mniej aktywni, też jest co robić w okolicy. Po pierwsze zamki w Czorsztynie i Niedzicy. Wspaniałe dwie warownie obronne, a między nimi Jezioro Czorsztyńskie. Drogę między zamkami można pokonać statkiem. Warto skorzystać z tej opcji. Z zamku górnego w Niedzicy roztacza się widok na zaporę na Dunajcu. Jezioro, którym płynęliśmy od zamku do zamku jest bowiem sztucznym zbiornikiem retencyjnym. Jest tu również niewielka elektrownia wodna. Zachęcam do spaceru po zaporze. Zauważycie na niej z pewnością osobliwe malowidło. Jest to rysunek przestrzenny (3D), przy którym turyści ochoczo robią sobie zdjęcia.
Dodatkowym motywatorem dla Waszych dzieci powinna być możliwość zbierania pieczątek (w schroniskach, za zamkach), a także nagroda w postaci oscypka czy góralskiej ciupagi!
A jeśli atrakcji wam mało, to dopiszcie do listy:
- Kąpiel w Dunajcu lub bezpieczniej - w potoku Grajcarek w Szczawnicy
- Park linowy w Krościenku
- Zwiedzanie Czerwonego Klasztoru w Słowacji (przejście kładką pieszo-rowerową w Sromowcach Niżnych)
- Kościół w Dębnie (z listy UNESCO!)
A w góry zabierzcie koniecznie dla siebie i dzieci:
- Wygodne i sprawdzone obuwie (za kostkę oczywiście!)
- Coś lekkiego na deszcz i jakąś ciepłą bluzę/kurtkę, a nawet latem lekką czapkę
- Krem na słońce (obowiązkowo, bo w górach słońce opala mocniej) i czapka z daszkiem
- Plasterki na otarcia
- Zapas wody i jedzenia (w tym coś słodkiego, by uzupełnić zapas energii)
- Aktualną mapę
- Kijki trekkingowe (odciążają kolana w przypadku noszenia dzieci w nosidłach oraz na zejściach)
I ostatnia rada - rozsądek. Wędrujcie tak, by sprawiało to przyjemność nie tylko Wam, ale i waszym dzieciom. Oceńcie ich możliwości, nie gońcie na siłę pod górę, motywujcie i wspierajcie, a wtedy wakacje będą dla was radością.
Katarzyna Kamień