Odkąd w naszej rodzinie pojawiły się dzieci staramy się nie zmieniać trybu życia ale dostosowywać go do nowych potrzeb. Dzieci są z nami zawsze i wszędzie, nadają nowego znaczenia znanym miejscom i setki razy przeżytym wrażeniom. Ograniczają ale też poszerzają horyzont.
Zapraszamy do lektury wspomnienia pewnej wycieczki.
Trzydniowa zimowa tatrzańska wyprawa.
Skład: Ignacy (1 rok), Julka (8 lat), Gosia (8 lat), mama, tata.
„Zmierzch wypełzał zza drzew i gęstniał z każdą chwilą. (…)
Całkiem niedaleko, za dziurawą kurtyną pni, igieł i liści,
przebłyskiwało nieśmiałe światełko.”
Paweł Beręsewicz „ Żeby nóżki chciały iść” wyd. Literatura 2009
W domu już wiosna, ale podróżujemy w stronę Podhala i dalej – Tatr; spodziewamy się zatem chłodnego uścisku odchodzącej zimy. I nie mylimy się… Temperatura na termometrze spada stopień za stopniem, by w Kirach osiągnąć -1.
Na parkingu lądujemy o godzinie 21.00. Pod ciemnym, bezchmurnym ale i bezksiężycowym niebem maszerujemy Doliną Kościeliską do schroniska na Hali Ornak. Wybieramy je na nocleg ze względu na małego Ignasia zakładając, że przy prawie każdej pogodzie damy radę późnym wieczorem szczęśliwie i bez przeszkód dotrzeć do celu. A potem wrócić…
Błyskające wśród świerków światełka schroniskowych sal dostrzegamy około 23.00 pewni już, że będziemy wędrować do samego rana. Trasa, którą w dzień i w pełni sił robi się w ponad godzinę nam zajmuje dwie. Każdy krok wymaga wysiłku, powieki przymykają się co chwila. Trzeba motywować dzieci do żwawego marszu, samemu marząc już o odpoczynku. Tylko Ignacy smacznie śpi zachustowany; chyba w ogóle nie zauważył zmiany otoczenia… Na szczęście to schronisko NAPRAWDĘ istnieje! Przemiła obsługa wskazuje nam miejsce, gdzie możemy rzucić plecakiem i… sobą, by zasnąć przytuliwszy głowę do poduszki i grzejąc mokre i zimne od śniegu stopy.
Wczesny poranek przywitał nas niebem bezchmurnym i ostrymi promieniami słońca. A może to Ignaś przywitał poranek i tańczące promyki? W sali jadalnianej spotykamy naszych przyjaciół, całkiem dorosłych i całkiem spóźnionych. Po smacznym, pożywnym i zdrowym śniadaniu dzielimy się na dwie grupy. Silniejsi maszerują na Ornak i w stronę Bystrej. My obieramy kierunek – Dolina Tomanowa, a dalej zobaczymy.
Wpisujemy się do księgi wyjść, zakładamy raczki, smarujemy twarze grubą warstwą kremu na mróz z wysokim filtrem i wyruszamy uważnie obserwując otoczenie. Kilka dni temu w tych okolicach zeszła tragiczna w skutkach lawina… Marsz przerywają kolejne kanapki, herbatki, czekoladki. Tłumaczymy dziewczynkom mechanizm powstawania lawin i ich rodzaje, gramy w gry słowne, opalamy się i podziwiamy potężne ściany Smreczyńskiego Wierchu. Śledzimy również trasę wycieczki naszych przyjaciół i machamy im co chwila. Kto wie, widoczność dziś rewelacyjna, może nas zobaczą?
Dolina Tomanowa oszczędza piechurom stromych podejść i wyczerpujących odcinków, jednak w warunkach zimowych każdą różnicę wysokości odczuwamy boleśnie, brnąc w wiosennym śniegu. Na zworniku okazuje się, że musimy zawrócić – szlaki na Tomanową Przełęcz i na Chudą Przełączkę są o tej porze roku zamknięte. Wracamy zatem, a wracając podziwiamy zachód słońca ponad głębokim wcięciem Przełęczy Iwaniackiej. Cieszymy się pięknym wieczorem po cudownym dniu. Jeszcze nic nie zapowiada zmiany pogody…
Wieczorem padamy jak przysłowiowe muszki. To był bogaty dzień po krótkiej nocy.
W niedzielę od samego rana po dobrej pogodzie nie ma śladu. Mży, sypie drobny śnieg, widoczność dramatycznie ogranicza mgła. Przyjazne wczoraj góry dziś zerkają na nas złowrogo i ostrzegawczo. Rezygnujemy z planowanej wycieczki do Smreczyńskiego Stawu… Nadrobimy kolejnym razem. Nie spieszymy się w związku z tym, wypożyczamy klucz do „Izby Lorii”, gdzie spędzamy długie chwile wspominając początki turystyki tatrzańskiej (Leon Loria – 1883 – 1932; polski taternik, prawnik i narciarz. Zaliczył wiele pierwszych zimowych wejść na tatrzańskie szczyty; brał udział w licznych akcjach TOPR, m in. po ciało Mieczysława Karłowicza pod Mały Kościelec).
Podziwiamy stary sprzęt narciarski i ratowniczy, zapoznajemy się z historią legendarnego schroniska pod Pyszną i anegdotami z nim związanymi. Przeglądamy niezwykle barwną, ocalałą z pożaru, księgę pamiątkową… Za masywnymi, drewnianymi drzwiami panuje niedzielny gwar, nadchodzą i wychodzą kolejni turyści. A nam zatrzymał się czas. Wymieniamy wrażenia po lekturze i dziwimy się jak bardzo zmieniły się nasze Tatry a jednocześnie jak dalece ludzkie pragnienia i potrzeby pozostały takie same. I już wiemy, że podczas kolejnej tatrzańskiej wyprawy towarzyszyć nam będzie książka Stanisława Zielińskiego „W stronę Pysznej”.
Droga powrotna nie należy do przeżyć przyjemnych. Wilgoć i zimno wdzierają się każdym nieosłoniętym fragmentem ciała. Nawet okulary cierpią od marznącego deszczu. Okrywamy Ignasia w nosidełku puchową kurtką mamy, aby możliwie złagodzić trud tej wycieczki. I znów okazuje się, że łatwa trasa, pozornie nie wymagający przygotowania szlak może nauczyć turystę pokory i szacunku do praw gór i górskiej przyrody.
Do domu wracamy zdrowi cali, pełni wrażeń i kolejnych planów…
Kilka praktycznych porad.
Zimowe wycieczki górskie, nawet z małymi dziećmi, mogą być udane i satysfakcjonujące. Pamiętajmy jednak o bardzo dobrym przygotowaniu planu wyprawy oraz odpowiednim ekwipunku.
Przygotowując trasę wycieczki uwzględnić należy fakt, iż przy obecności pokrywy śnieżnej czasy przejścia wydłużają się przynajmniej dwukrotnie, a czasem kilkakrotnie. Do tego zimowy dzień kończy się szybko chłodnym zmierzchem.
Ekwipunek:
Konieczny
- mapa
- kompas
- naładowany telefon z wbitym numerem 601 100 300 – to nr GOPRu, który może nam lub innym uratować życie!
- krem na mróz z wysokim filtrem
- okulary przeciwsłoneczne z filtrem (słońce odbite od bieli śniegu razi oczy, a dzieciom może nawet uszkodzić wzrok)
- termos z gorącą, słodką herbatą (szybko ogrzewa i dodaje energii)
- czekolada i bakalie – ZA dużo; zabierzmy tyle, żeby przynieść część z powrotem; to zapewni nam zapas energii na tzw. „czarną godzinę”
- komplet ubrań – skarpety, getry, bluzka i polar, rękawiczki przynajmniej 1 para na zmianę
- latarka czołowa z zapasem baterii
- dobre, zaimpregnowane buty
- apteczka z koniecznymi lekami, opatrunkami, folią NRC i chemicznym ogrzewaczem
Przydatny
- ochraniacze na buty, tzw.”stuptuty”
- raczki przypinane do butów, lekkie i małe, ale bardzo przydatne na śliskich odcinkach łatwych szlaków; w wyższe partie gór konieczne są już prawdziwe raki!
- kije trekkingowe
- jabłuszko do zjazdów
- kilka historii i gier słownych lub z wykorzystaniem tego, co znajdziemy na trasie – idealne na dziecięce kryzysy i odpływy sił.
„Trzeba rozłożyć starą mapę, rysowaną przez Zwolińskiego i drukowaną w Wiedniu u Freytaga i Berndta, żeby odczytać nazwę „Dolina Zuberska”; żeby zobaczyć Pyszną, usłyszeć głosy wypełniejące schronisko, trzeba przymknąć oczy, uśmiechnąć się do przeszłości”
Stanisław Zieliński „W stronę Pysznej” ISKRY 1973