Cześć, nazywam się Kasia i chciałam się z Wami podzielić moim 5-letnim doświadczeniem, jeśli chodzi o wyprawy górskie z dziećmi.
Oboje z mężem kochamy góry i oczywiście kochamy nasze dzieci:) Nie wyobrażaliśmy sobie wycieczek górskich tylko we dwoje, dlatego trzeba było jakoś zarazić dzieciaki tą nasza pasją.
Nie było łatwo, ale dla chcącego nic trudnego.
Zdobywanie szczytu? Cóż w tym fajnego? W oczach malucha to tylko męka, ból mięśni, nuda i na szczycie nawet nie ma McDonalda;)
Postawiliśmy sobie za cel zdobyć Koronę Gór Polski, tak rodzinnie, a co, bez oficjalnego wpisu na stronę, członkostwa i książeczki. Liczył się wspólnie spędzony czas i odkrywanie nowych szlaków, bo przecież nie tylko Tatry i Krupówki:) mamy w Polsce. Zrobiliśmy sami notatniki, duuuże, żeby było gdzie rysować, wklejać zdjęcia i oczywiście kolekcjonować stempelki ze schronisk, bo właśnie to okazało się świetnym celem zdobycia góry dla maluchów. Nie mówiąc o obiecanych deserkach czy lodach w schronisku. A co ze szczytami gdzie nie ma schronisk i stempelków? Hmm... też jest na to rada – np. legendy:) Nie trudno w tych czasach wygooglać jakieś legendy związane z daną górą czy okolicą, a ile w tym magii i tajemnicy, dzieciaki to kochają. Idąc tym nudnym i beznadziejnym dla nich szlakiem, zaczynałam opowiadać legendy i baśnie, czasem miałam nawet wydrukowane ilustracje, żeby było jeszcze ciekawiej. Czasem legendy wiązały się np. z jakąś skałą, którą mijaliśmy (zaklęta księżniczka), wówczas opowiadanie nabierało realizmu, a dzieciaki wciągnięte w opowieść, słuchały i maszerowały dzielnie, podziwiając okolicę. Inaczej spoglądały na góry, pytały dlaczego taka nazwa, jaka jest jej historia... Wyprawy były czymś więcej niż tylko fizycznym wysiłkiem.
Świetnym sposobem na wyprawę bez marudzenia była zabawa w szukanie szlaków, tzn. oznaczeń na drzewach, kamieniach... Wtedy to były wręcz wyścigi, kto pierwszy znajdzie znak, a jaka była satysfakcja – „mamo! jeeeest, znalazłam szlak...” Dzieciaki miały frajdę, że to one prowadzą, były naszymi przewodnikami. Można się bawić w „zgadnij, co widzę”, co polegało na... „to jest małe, niebieskie z żółtą kropeczką” (niezapominajka). Dzieciaki rozglądały się dookoła, szukając takich wskazówek. Nie nudziły się, miały jakieś zajęcie, poza tym ten kontakt rodzic – dziecko, takie wyprawy zbliżają, buduje się zaufanie, szacunek. Na co dzień jesteśmy tacy zabiegani, poświęćmy ten czas wędrówek dla dzieci, oddajmy im siebie. Pokażmy, że z rodzicami może być przyjemnie. Bawmy się z nimi, wygłupiajmy.
Podsumowując, warto postawić jakiś cel, np. jak u nas te stempelki, zadbać o to żeby dzieciaki się nie nudziły, miały przyjemność w takich wyprawach, chwalić je, jakie są dzielne i wytrwałe, nie można iść dla siebie i poganiać dzieciaki, mówiąc „chodź, nie marudź” - to przyniesie odwrotny skutek, zrazimy dzieciaki, a wycieczki staną się dla nich koszmarem. Nasze dziewczynki uwielbiają takie wycieczki, nauczyły się dostrzegać piękno przyrody, szanować ją, wiedzą, jak się na takie wyprawy przygotować, jak ubrać, co spakować... a co do notatników, to po latach nabrały wielkiego znaczenia, są czymś wartościowym. Jest w nich już zapis z 5 lat naszych wędrówek, a szczytów z samej korony mamy już 15. Dziś dziewczynki same pytają, kiedy kolejny wyjazd... „bo przecież my kochamy góry :)”.
Katarzyna Herczyk