"Świat wartości w górach jest prosty i przejrzysty dla każdego. Ale jest to absolut piękna i estetycznych doznań. Nie chcesz, nie jedziesz. Nie jedziesz, nie widzisz. Nie widzisz, nie przeżywasz. Wybór należy do ciebie." – Piotr Pustelnik
Zobacz koniecznie:
Są na świecie ludzie, którzy kochają morze, są również tacy, którzy świata nie widzą poza górami… I tacy właśnie jesteśmy MY: młode małżeństwo z 3-letnim dzieckiem.
Dawniej wędrowaliśmy po górach we dwoje… I nigdy by nam nie przyszło do głowy że mielibyśmy przestać tylko dlatego, że na świecie pojawiła się ta trzecia osoba – Nasza córka Hanna. Wręcz przeciwnie, byliśmy podekscytowani myślą, że przekażemy jej Naszą pasję, miłość do wędrówek i determinacje do zdobywania szczytów. Oczywiście w kręgu rodziny zawrzało… Oburzenie moich teściów można było porównać do szalejącego tornada „Co Wy robicie? Chcecie biedne dziecko zamęczyć?! Zostawcie je z Nami, a sami sobie jedźcie, gdzie chcecie” ect. Jak się zapewne domyślacie, nie posłuchaliśmy ich…
Lecz zacznijmy od początku. Każda wyprawa potrzebuje dobrego przygotowania. Ale od czego zacząć? Planowanie wypoczynku z dzieckiem zaczynamy od wyboru pory roku: najkorzystniejszy jest dla Nas początek lata, bądź wczesna jesień. Zimą wybieramy leniuchowanie w ciepłym mieszkaniu bądź szaleństwa na sankach. Często słyszę pytania „Gdzie? Gdzie można jechać z dzieckiem…?” Wszędzie!! Wszystko zależy od chęci, przygotowania, naszej sprawności fizycznej oraz wieku dziecka. Wiadomo, z noworodkiem nie wejdziemy na Rysy…
Trzeba być świadomym, że wiek dziecka jest ważnym aspektem wyprawy. Niestety… taka podróż niesie za sobą pewnie ograniczenia. Ale nawet pomimo tego, każda taka wyprawa może być niesamowitą przygodą. Osobiście preferuje podróż z dzieckiem autem, gdyż jestem wstanie lepiej rozplanować czas podróży, postoje (których musi być całkiem sporo) oraz mogę spakować wszystkie niezbędne graty córki (wózek, łóżeczko turystyczne itp.) Nasza Hania niestety w wieku 2 lat nabawiła się choroby lokomocyjnej, dlatego bez odpowiednich środków aptecznych ani rusz. Oczywiście wody niegazowanej, bananów czy krakersów również nie może zabraknąć. Co do noclegów, nie mamy większych wymogów: musi być łóżko i łazienka, dobrze by było również, aby okolica była spokojna, w końcu na co dzień mieszkamy w mieście i wyjeżdżając, pragniemy odpoczynku i ciszy.
Naszą pierwszą „poważną” wyprawą była podróż w Tatry, gdy Hania miała… pół roku. Pierwszym sprawdzianem był trekking z Morskiego Oka do Doliny Pięciu Stawów. Nie powiem, że była to „bułka z masłem”, ale było tak wspaniale, że do dziś wspominamy to z łezką w oku. Nauczeni na własnej skórze, możemy podsunąć parę rad tym, którzy wybierają się z takim maluchem po raz pierwszy.
Ważną decyzją będzie sposób poruszania się, czyli wybór pomiędzy wózkiem a nosidłem. My preferujemy nosidło, gdyż można swobodniej się poruszać, nie będąc uzależnionym od nawierzchni. Co do zakupu nie chce podsuwać żadnej konkretnej marki, jednakże muszę przyznać ze spuszczoną głową, że akurat na tym nie warto oszczędzać. Nosidło musi być wygodne i dla Nas i dla dziecka!! Ważny jest pas podtrzymujący oraz system regulacji, a także materiał, z którego jest wykonane. Niezaprzeczalnym plusem jest kontakt ciało do ciała, który sprawia, że Nasze maleństwo lepiej znosi wyprawę.
Jak ubrać niemowlę? Na pewno cieplej niż jesteśmy ubrani My sami. Warto pamiętać, że jesteśmy w ruchu, a dziecko nie, dlatego też jego ciało szybciej się wyziębia. Złotą zasadą jest ubiór na cebulkę, co również sprawdza się przy starszakach. Nawet jeżeli jest lato, nie zapominajmy o rękawiczkach i czapce, a także ciepłych skarpetkach, ewentualnie bucikach. Prócz odzieży trzeba pamiętać o środkach higienicznych; pampersy, chusteczki nawilżane (nieodłączne nawet przy wyprawie ze starszymi dziećmi), mata do przewijania a także krem (u Nas sprawdził się krem na każdą pogodę Nivea Baby). Przyda się również cienki kocyk aby otulić dziecko, gdy mocniej zawieje wiatr.
Prowiant: Ja osobiście nie miałam z tym problemu, gdyż do roku karmiłam naturalnie. Spore ułatwienie na szlaku... w przypadku, gdy wprowadzamy stałe pokarmy do diety cudownym wynalazkiem dzisiejszych czasów są słoiczki, jogurty oraz musy owocowe w tubkach. Kiedy bierzemy ze sobą słoiczki, planujmy trasę tak, aby po drodze zahaczyć o schronisko. W każdym bez problemu można zagrzać obiadek.
Problematyczne staje się dopiero wędrowanie z trochę starszym dzieckiem, powiedzmy od 1 roku wzwyż. Ale bez obaw i to można ogarnąć i dobrze się bawić. Ponownie jeden bardzo ważny punkt: nosidło! Tym razem już dla starszaka, ze stelażem. Wiem, dwulatek chodzić potrafi, ale bądźmy szczerzy… ileż będzie mógł przejść na własnych nogach? A nikomu się na pewno nie uśmiecha co parę minut słyszeć jęki w stylu „mamusiuuuu…. Nóżki mnie bolą”. Dlatego w pierwszej kolejności zadbajmy o Naszą kondycję fizyczną, a potem nosidło na plecy (partner bądź partnerka duży plecak na resztę gratów) i w drogę po przygodę! Co do odzieży, chyba nie muszę przypominać o stylu na cebulkę?? Warto spakować również kurtkę przeciwdeszczową, Dwie pary obuwia: kalosze oraz parę wygodnych adidasów, czapki: z daszkiem oraz bawełnianą zakrywającą uszy, rękawiczki i chustę na szyję. Jak to moja mama zawsze powtarza „lepiej nosić, niż się prosić”. Zawsze noszę również dla Hani poduchę rogala, aby nie kiwała jej się główka, gdy drzemie w nosidle na plecach taty (polecam szukać poduszki z zapięciem pod brodą). Przy starszaku mamy większe pole manewru z jedzeniem i już nie musimy kurczowo trzymać się schronisk… idealnym rozwiązaniem będą postoje na szlaku z piknikiem jako główną atrakcją. Możemy spakować owoce (np. banany), kanapki , kabanosy, słodkie batoniki, herbatę w termosie itp.
Niby wszystko ładnie, pięknie… ale gdzie jest haczyk? Dlaczego wędrówka ze starszakiem jest bardziej problematyczna niż z niemowlęciem?? A to dlatego: „mamusiu, nuuuuudzi mi się… !!!”. Oj, tak… to może spędzić sen z powiek. Ale i na to jest rada. W trakcie wędrowania warto wymyślać różne gry i zabawy. Osobiście lubię zabawę w szukanie szlaków, a także zwierząt żyjących w lesie. Śpiewamy wspólnie piosenki (aktualnie na topie jest u Nas „kundel bury”), wymyślamy bajki, a także korzystam z możliwości i wplatam krótkie ćwiczenia logopedyczne (udawanie odgłosów zwierząt, wywijanie językiem, robienie „Dziubków” itd.) Przyjemne z pożytecznym.
Z każdą kolejną wyprawą dowiadujemy się o Naszym dziecku i o Nas samych czegoś nowego. Za każdym razem uczymy się nowych rzeczy i zdobywamy doświadczenie, którym możemy dzielić się z innymi rodzicami. Hania ma dopiero 3 lata, więc jeszcze wiele wypraw przed Nami, wiele do odkrycia… Wkrótce znowu ruszamy w Tatry z nowymi pomysłami i energią do działania! I pewnie znowu zdarzy się, że na jakąś okoliczność nie będziemy w 100% przygotowani (bo nigdy się nie jest, zawsze może zdarzyć się coś nieoczekiwanego), ale wiem, że czeka Nas kolejna wspaniała przygoda, która zostanie w Naszych sercach na zawsze.
Wiem, że pewnego dnia Hanna spakuje plecak i wyruszy w góry na przygodę życia… razem ze swoim dzieckiem i nie będą się bali pokonywać barier.
Monika Kaźmierczyk