Już 21 marca premiera niezwykłego filmu „Władcy Przygód. Stąd do Oblivio”. Główną rolę w filmie zagrał Szymon Radzimierski, którego znacie m.in. z wyjątkowo ciekawych relacji z dalekich podróży. Dziś prezentujemy Wam zwiastun filmu, ale też kilka słów i przygód związanych z filmem bezpośrednio od Szymona, czyli filmowego Franka!
Szymon Radzimierski:
Cześć, zapraszam Was do oglądania niezwykłego filmu „Władcy Przygód. Stąd do Oblivio” (premiera 21 marca 2019 r.)!
Mam ten zaszczyt, że zagrałem w nim główną rolę, Franka, szalonego młodego naukowca, który razem z przyjaciółką Izką, wpada przypadkiem na trop tajemnicy i sprowadza przybysza z innego świata. Od tej pory bohaterowie pakują się w coraz większe kłopoty. Próba porwania, szalony lot na własnoręcznie skonstruowanej machinie, ucieczka przed Łowcami Głów z Oblivio… Nie brzmi to jak normalny dzień w życiu nastolatka, ale Franek i Izka udowodnią, że nie trzeba być superbohaterem, aby przeżyć superprzygodę! Będzie dużo śmiechu, wartka akcja - wybuchy, pościgi, ale też przyjaźń między bohaterami i trudne decyzje. To świetne kino przygodowe i na dodatek z humorem. Ja sam świetnie się bawiłem w trakcie kręcenia, dlatego wiem, że to film dla każdego - chłopców, dziewczynek, właściwie dla całej rodziny. Na planie mówiliśmy, że to będzie „petarda”! I nie pomyliliśmy się. Do tego jeszcze niezwykła muzyka, kompozytora z Hollywood, która robi ogromne wrażenie.
Jak wiecie, moja wielka pasja to podróżowanie. Kocham też pisać, stąd wziął się blog, a później moje książki. Ale na planie filmowym też bardzo mi się spodobało, a główna rola była wielkim wyzwaniem.
Zawsze wydawało mi się, że praca na planie nie jest jakoś szczególnie skomplikowana. Po prostu wchodzisz, musisz znać tekst, nauczysz się go odgrywać i już. Nic bardziej błędnego! Trzeba ogarniać bardzo wiele rzeczy jednocześnie. Przede wszystkim musisz znać swoją rolę na pamięć i umieć ją powiedzieć nawet jak cię obudzą w środku nocy. Co ciekawe, to chyba najprostsza część pracy. Ważniejsze, że musisz umieć wczuć się w emocje bohatera i fajnie zagrać, bo jak będziesz nienaturalny, to każdy widz to wyczuje. Do tego trzeba dokładnie pamiętać swoją pozycję w danej scenie. Pozycje są często zaznaczane w sposób mało oczywisty np. patyczkami, liśćmi, kupką kurzu, aby nie było tego widać w kamerze. Gorzej jak kręcisz scenę np. w lesie… Hmmm… Czasami po prostu w ogóle nie masz zaznaczonej pozycji i musisz sobie dokładnie zapamiętać ile kroków do przodu, ile w bok itd. To jest bardzo ważne, bo jeśli stanie się w złym miejscu to często wychodzi się wtedy z kadru albo ze światła i tak naprawdę scenę można zaczynać kręcić od początku. Poza tym, w każdym ujęciu, aktor musi wiedzieć, w którą stronę się odwrócić i którym bokiem. I nie chodzi tu wcale o to, który profil masz ładniejszy. Ważne jest, żeby obracać się przodem do kamery, a nie tyłem. Nikt raczej nie ma ochoty oglądać twojego zadka. Do tego trzeba jeszcze uważać, aby nikogo nie zasłonić idąc czy wskazując coś ręką. To nadal nie koniec atrakcji.
Zdjęcia robi się niezależnie od pogody. Zdarzało się, że kręciliśmy w temperaturze prawie czterdziestu stopni, na rozgrzanym dachu, ubrani w długie spodnie, bluzy z długimi rękawami i kurtki. Z drugiej strony były momenty, że marzliśmy przy czterech stopniach, w nocy, na cmentarzu, w krótkich spodenkach i lekkiej koszulce! Bo pogoda nie dostosowuje się do zdjęć. Masz zaplanowane określone ujęcia, w konkretnych miejscach i terminach. Jak pogoda się zepsuje, to po prostu pech. Ty i tak musisz grać to, co jest zaplanowane. Światło słoneczne można na planie filmowym zrobić, podobnie jak noc w pomieszczeniu, ale temperatury nie zmienisz.
Jak myślicie, czy na planie filmowym zdarzają się różne wtopy? Oczywiście, że tak. Czasem trzeba coś wymyślić natychmiast, na poczekaniu podjąć decyzję. Posłuchajcie tej historii.
W Poznaniu mieliśmy cały tydzień zdjęć w hali. Nagrywaliśmy sceny nocne. Niestety przez cały czas w nocy. Pewnie cię zdziwi, jak to niestety - przecież sceny nocne nagrywa się w nocy. Ale to nie do końca tak działa. Na planie filmowym można wyczarować noc w trakcie dnia! To jest możliwe, jeśli nagrywa się w pomieszczeniu. Tyle, że hala, w której graliśmy miała przezroczysty dach. Nie dało się go zalepić w żaden sposób, a więc musieliśmy pracować w nocy.
To nie było proste, bo zaczynałem pracę około 17.00, a kończyłem rano. Po zdjęciach wchodziliśmy do hotelu…. na śniadanie? Zazwyczaj już je podawali. Po śniadaniu szliśmy do pokoju… spać. Wstawaliśmy późnym popołudniem, jedliśmy… śniadanie i biegiem na plan. To było mega trudne przestawić się na taki tryb funkcjonowania. Mnie w sumie i tak udało się to dosyć szybko, ale wszyscy się śmiali, że to chyba dzięki podróżowaniu, bo jak jadę na inny kontynent to i tak dzień miesza mi się z nocą. Podczas tych zdjęć była jedna scena, w której Łowca wjeżdża na motorze. Problem polegał na tym, że Łowca… nie dojechał. Coś się stało i nie mógł.
- I co teraz? – zapytał załamany reżyser.
- No nie wiem… trzeba znaleźć jakiegoś statystę – usiłowała ratować sytuację asystentka.
- W środku nocy chcesz dzwonić do ludzi? – ktoś z ekipy był bardzo sceptyczny – przecież nikt nie odbierze.
- Trudno, trzeba dzwonić, budzić statystów i pytać. Może ktoś dojedzie – reżyser był zdesperowany.
- Tyle, że tu nie wystarczy zwykły statysta. On musi wyglądać jak Łowca, mieć ze dwa metry, być łysy, to nie będzie takie proste…
W tym momencie wyrwała się Agata – moja ulubiona asystentka reżysera, która bardzo się mną opiekowała na planie
- Słuchajcie, mam pomysł… - patrzyła w jedną stronę. Wszyscy spojrzeli za jej wzrokiem, ja też. Na końcu hali stał, rozmawiając z kimś z ekipy… mój tata.
O ja cię, już rozumiem! Jest wysoki, ma prawie dwa metry i całkowicie łysy. Agata podbiegła do niczego nie spodziewającego się taty.
- Umiesz jeździć na motorze? – zapytała z tym swoim kochanym uśmiechem.
- Słucham? – tata miał wielkie oczy – Umiem na skuterze, ale…
- To wystarczy! – wrzasnęła i aż podskoczyła z zadowolenia.
- Ale o co chodzi? – ciągle nic nie rozumiał.
- Chcesz zagrać w filmie? No wiesz to może być początek wielkiej kariery… - chciała zachować powagę, ale nie dała rady i ryknęła śmiechem. Po chwili już cała ekipa rechotała, a biedny tata rozglądał się bezradnie dookoła.
- Czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co chodzi? – zapytał, jak się trochę uspokoiliśmy.
- Musisz zagrać Łowcę. To znaczy wjechać na motorze i tylko przejechać przy kamerze, łatwizna – trajkotała Agata – zaraz dziewczyny Cię ucharakteryzują, dostaniesz płaszcz, maskę, rękawice…
- Zaraz, zaraz – patrzył osłupiały – ja nie będę niczego grał!
Podleciałem do niego ile sił w nogach.
- Oj proszę cię, zobacz, mamy problem, a ty możesz pomóc go rozwiązać – usiłowałem zagadać jego myśli – wystarczy, że wsiądziesz na motor, przejedziesz, nakręcą to i już. Nawet cię nie będzie za bardzo widać, a zawsze będziesz mógł powiedzieć, że grałeś ze mną w filmie, bo wiesz…
- Dobra, Simon, już nie gadaj tyle – tata zaczął się śmiać – skoro jest taka potrzeba, to jakoś dam radę. Tylko twarzy mi nie filmujcie!
I w ten sposób mój tata stał się gwiazdą kina. Taką kilkusekundową, ale zawsze. Problem udało się rozwiązać, a ja będę miał pamiątkę na całe życie – on zresztą też. Ciekawe czy poznasz, w którym miejscu zamiast Łowcy na motorze siedzi mój tata?
ZAPRASZAMY DO KIN od 21 marca!