Relacja pochodzi z bloga: http://podrozehani.blogspot.com
Po tej wycieczce część znajomych uznała, że jesteśmy niepoważni, biorąc dziecko tak wysoko... Zupełnie niepotrzebnie, bo takichdzieci jak ona (10 miesięcy) było tam więcej i ich rodzice byli na takie podróże świetnie przygotowani. Ale zacznijmy od początku.
Będąc na wakacjach w Bieszczadach postanowiliśmy, że do Rybnika wrócimy trochę dłuższą, a mimo to szybszą do pokonania drogą – przez Słowację. Po drodze jednak stwierdziliśmy, że może warto jeszcze coś pozwiedzać 🙂 No i wracaliśmy… 2 dni;p Mijając Poprad (tam można dolecieć z Polski samolotem) stwierdziliśmy, że w Tatrach jednak warto zostać, szczególnie, że po stronie słowackiej nie ma tam takich tłumów jak u nas. Za cel obraliśmy drugi co do wysokości szczyt w Tatrach, czyli Łomnicę (2 634 m n.p.m.). Wyjście na szlaki i kolejkę, z której my skorzystaliśmy znajduje się w miejscowości Wysokie Tatry.
Jak się później okazało (wybór tego miejsca oparty był tylko o znaki turystyczne, nie mieliśmy ze sobą nawet mapy…) był to strzał w dziesiątkę! Okolica nastawiona na turystów, pokoi do wynajęcia pod dostatkiem, informacja turystyczna czynna bardzo długo i mająca kompetentnych pracowników, którzy widząc brzdąca w nosidle sami proponują alternatywne wersje zwiedzania. Nie zdziwiło nas więc to, że właśnie tam wydaliśmy nasze ostatnie pieniądze (dosłownie co do grosza;p).
Na górze spędziliśmy cały dzień. Z samego rana wybraliśmy się pod kolejkę w Tatrzańskiej Łomnicy (bilety trzeba wcześniej wykupić, choć są potwornie drogie – na sam szczyt w 2011 r. było to ok. 40 euro za osobę, chętnych jest baaaardzo dużo i bilety są sprzedawane na konkretne godziny).
Pierwszy etap podróży skończył się na poziomie 1 751 m n.p.m. Hania wyżej już się nie wspinała;p.Niestety, nasz wjazd był z samego rana (później nie było już biletów na kolejkę). Początkowo widoki nie zachwycały… Później jednak mgły zeszły i stwierdziliśmy, że za takie widoki można naprawdę dużo zapłacić 🙂 Z godziny na godzinę widać było coraz więcej, niestety zdjęcia w bardzo małym stopniu oddają to, co widzieliśmy.Hania po wjechaniu pod szczyt zachłysnęła się górskim powietrzem i… zasnęła. Śpiąc w nosidle pozwoliła nam naprawdę dużo pochodzić i nacieszyć się widokami.
Przystanek kolejki Skalnate pleso usytuowany jest przy Łomnickim Stawie. To tam swoją podróż kończy większość turystów, przede wszystkim tych z małymi dziećmi. Mój i Hani bilet kupiony był właśnie do tego przystanku. Kamil natomiast pojechał przystanek wyżej (choć nadal nie był to sam szczyt). W sumie na tym poziomie spędziliśmy dobre kilka godzin, w trakcie których zrobiło się naprawdę pogodnie. Fenomenalne było to, że choć z kolejki korzystają setki osób na godzinę, tych tłumów w ogóle nie widać na górze (część osób wchodzi też szlakami, ale zauważyliśmy, że na Słowacji są to wyjątki, bardzo często Polacy).
Kamil pojechał jeszcze stację wyżej. Nadal nie był to sam szczyt, na który jeździ tylko jeden malutki wagonik. Żeby nie iść na całkowitą łatwiznę, znad Łomnickiego Stawu do stacji niżej położonej kolejki schodziliśmy pieszo. Trwało to chyba jakieś 2 godziny i było okraszone naprawdę niezwykłymi widokami. Na sam dół zjechaliśmy kolejną kolejką. Tym razem nie była to kolejka linowa, a coś na kształt pociągu. Podróż do Wysokich Tatr, w których zostawiliśmy samochód zakończyliśmy w słowackim pociągu (gdyby takie jak ten jeździły na trasie Rybnik-Katowice na pewno właśnie pociągiem jeździłabym do pracy…).
Tak więc zapraszam na Słowację. Ceny może i wyższe niż u nas (choć nie do końca się z tym zgadzam, bo niestety po polskiej stronie tak samo drogo, tyle że w złotówkach), ale tłok mniejszy. My na pewno w okolice Popradu wrócimy, szczególnie, że z Rybnika nie jest to wcale bardzo daleko.
Zobacz galerię foto: