Taka jest prawda. Można tego nie zauważyć, kiedy się wypływa na kilka dni w morze, ale gdy się przebywa jak my pół roku na jachcie, to ilość zdobyczy zrównuje się ze stratami. Zdobycze to nie są w tym przypadku złowione ryby, ale znalezione w morzu i na plażach rzeczy, które stają się nam przydatne. Żeglujemy sobie jednego dnia i mama zauważa coś unoszącego się na wodzie.
- Mariusz (to imię taty), weź bosak i idź na dziób. Spróbuję podpłynąć do czegoś dziwnego, co pływa przed nami.
Mama stojąc za sterem, już skręca w kierunku tego przedmiotu. Bosak to kij zakończony hakiem. Używamy go najczęściej, gdy podchodzimy do boji i trzeba z dziobu złapać linkę, która unosi się na wodzie. Ręką nie dałoby się sięgnąć, więc bosak stanowi taką jakby przedłużoną rękę. Tym razem bosakiem tata wyciąga kapelusz. Jest słomiany, ponoć niezłej marki i w całkiem dobrym stanie. Idealny na tatę. Wszyscy cieszą się ze zdobyczy. Zaledwie kilka dni później tata wynurkuje z dna, na rafie inny kapelusz. Jest pleciony, z granatowego materiału, z szerokim rondem. Idealny na mamę. I też wszyscy bardzo się cieszymy.
Piłki znajdujemy na wyspach, są różnego kształtu i wielkości. Jedna służy do grania w nogę, inna to typowo tenisowa. Zielona, znaleziona przy Port Douglas jest wyjątkowo ciekawa, bo ma dziurki. Mama wpada na pomysł, by przywiązać ją do linki, do środka nałożyć chleba i nęcić w ten sposób ryby. Przypływa stado remor i czujemy się jak treserzy w cyrku. Podciągamy linkę, a one podskakują do piłki, by wygrzebać kawałki chleba. Zabawa jest tak świetna, że tata udoskonala nam ten system i mocuje piłkę do wędki z kołowrotkiem. Teraz możemy daleko rzucać wędką i kręcąc kołowrotkiem ściągać do siebie. Bawimy się tak z burty Talavery, z motorówki i nawet na plaży. Nasze rzuty są coraz dalsze i tata mówi, że po takich ćwiczeniach niedługo będziemy mogli zarzucać wędkę z prawdziwym haczykiem i przynętą.
Ale to nie jest tak, że morze tylko daje nam jakieś rzeczy. Co jakiś czas coś tracimy. Zdarza się mamie utopić jakiś widelec czy łyżkę, gdy myje naczynia na rufie jachtu. Tacie wypada z ręki najlepszy scyzoryk i szybko idzie na dno. Tracimy też sieć na kiju, tak zwany podbierak. Nawet nie wiemy kiedy i w jaki sposób wypadł za burtę. Przy odpalaniu grila do wody wpadło pokrętło od regulatora mocy. Wiele zgubionych w ten sposób przedmiotów mógłbym jeszcze wymieniać…
Któregoś dnia, gdy wyrzucamy piłkę na wędce, odgina się zaczep i piłka idzie na dno. Tata próbuje ją wyłowić, ale nie może znaleźć piłki pod wodą. Znajduje natomiast wiele innych rzeczy! Dwa bosaki i hak do wyciągania ryb z wody. Są wprawdzie obrośnięte algami morskimi, ale nie wyglądają na stare. Na plaży szorujemy je piaskiem. To dobry sposób ma mycie mocno zabrudzonych rzeczy. Ostatnio mama szorowała piaskiem przypalone garnki, a teraz szorujemy nowe znaleziska. Po niedługim czasie trzony są błyszczące i sprzęt wygląda jak ze sklepu. A może otworzymy sklep z wyłowionym z morza sprzętem…