Po cudownych wakacjach na Roztoczu, pełnych słońca i niespodziewanych atrakcji, postanowiliśmy wyruszyć na Dolny Śląsk i pospać parę dni w Kudowie Zdrój. I pięknie było, tylko zimno i mokro. Stąd tyle uwag na końcu tekstu. Niemniej polecamy, bo podróżować zawsze warto, nawet gdy kurtki przemokły
Kudowę Zdrój polecam jako świetną bazę wypadową. Jest blisko do skalnych miasteczek w Polsce i w Czechach, miasto leży przy granicy, więc warto skoczyć do Nachodu po czeskiej stronie. W niedużej odległości znajdują się uzdrowiska Duszniki-Zdrój, Polanica-Zdrój, Wambierzyce, zalew w Radkowie, Kłodzko, Bardo, Bystrzyca Kłodzka, wiadukt w Lewinie Kłodzkim, trochę dalej Srebrna Góra, Złoty Stok i Góry Sowie. Nam pogoda pokrzyżowała plany, więc nie zwiedziliśmy wszystkiego.
Dzień 1. Lekko pochmurnie. No i zaczęło padać.
Zwiedzanie zaczęliśmy od spaceru po Parku Zdrojowym w Kudowie, warto spróbować wody w pijalni wód i przejść się do palmiarni. Jako że maluch spacerował razem z nami, udało nam się znaleźć bardzo dobrze przystosowany plac zabaw. Znajduje się w sercu Parku Zdrojowego, nie sposób pominąć. Po rozpakowaniu się, postanowiliśmy podjechać do zalewu w Lewinie Kłodzkim, mąż wędkarz, wodę zawsze znaleźć musimy. Lekko się zdziwiliśmy, wszystko zamknięte na cztery spusty. Nie warto się tam zapuszczać po sezonie.
Dodatkowe atrakcje: zabytkowy wiadukt – można nim przejechać wsiadając do pociągu na trasie Kłodzko – Kudowa Zdrój.
Wózek: w parku tak, nad zalewem nie ma potrzeby
Wstęp: 0 zł
Dzień 2. Pada, oj pada.
Prognozy pogody mówiły nam, że to będzie najpiękniejszy dzień w tym tygodniu i na więcej nie ma co liczyć, postanowiliśmy więc odwiedzić jedną z największych atrakcji regionu - Błędne Skały. Polecamy wyżej położony parking, zaoszczędzicie sporo wspinaczki pod górę – samochody wjeżdżają raz na godzinę, warto dowiedzieć się w informacji turystycznej, o której konkretnie ;) Na deszcz się nie zapowiadało, ale jak tylko wysiedliśmy z samochodu zaczęło kropić. I im bardziej zanurzaliśmy się w skalne labirynty, tym bardziej padało. Ma to jednak swój urok, skalne labirynty zawsze są czymś nietypowym i wartym odwiedzenia. Przestało padać jak wsiedliśmy do samochodu, cóż za zrządzenie losu ;-)
Dodatkowe atrakcje: próba odszukania skał o ciekawych nazwach, np. Kurza Stopa, platforma widokowa, domki przy parkingu – tam nasz syn bawił się najlepiej, jeżdżąc w koło swoją mini karetką. Chyba podobało mu się bardziej niż w skalnym labiryncie – miał dach nad głową ;-)
Wózek: Błędne Skały - odpada, i z nosidełkiem było ciężko, trzeba się przekrzywiać, wyginać, a nawet chodzić na kolanach.
Wstęp: 20 zł – płatny wjazd na wyżej i bliżej położony parking, wstęp do Parku Narodowego Gór Stołowych – 7 zł/os.
Chcieliśmy uciec przed brzydką pogodą i wylądowaliśmy w Bardzie. Polecam spacer wzdłuż Nysy, podziwianie panoramy małego miasteczka, przejście do punktu widokowego „Piękny Widok”. Na Bardo warto poświęcić więcej czasu (przy ładnej pogodzie), zwiedzić bazylikę, przejść się na Górę Kalwarię i Górę Różańcową.
Dodatkowe atrakcje: osuwiska skalne wzdłuż Nysy, przepłynięcie się pontonem, ruchoma szopka w bazylice.
Wózek: tak, ale żeby dojsć do punktu widokowego „Piękny Widok”, trzeba się było trochę namęczyć.
Wstęp: płatny wstęp na ruchomą szopkę.
Dzień 3. Pada, szaro, buro i ponuro. Ale może zdarzy się cud?
Nie wiedząc, co ze sobą począć, posłuchaliśmy napotkanego autostopowicza i odwiedziliśmy ruchomą szopkę w Czermnej (darowaliśmy sobie Kaplicę Czaszek). To 250 ruchomych elementów, wykonanych ręcznie przez lokalnego artystę (dziadka lub pradziadka mieszkańców tej pięknej starej, sudeckiej chaty), mnóstwo dźwięków, kilka poziomów, zwierzaki, budynki i ludzie… dla nas bajka, podziw nad precyzją pana Franciska Stephana i szacunek dla rodziny za udostępnienie szopki turystom (to nadal zamieszkana chata, gdy chcieliśmy wejść, gospodyni akurat tłukła schabowe i za kwiecistą firanką słychać było krzątaninę). Byliśmy przekonani, że taka atrakcja spodoba się naszemu synkowi. I przekonanie ponownie nas zmyliło. Jeśli wasze dzieci akurat chwilowo przechodzą etap nietypowych reakcji na nietypowe dźwięki (u nas pojawiło się to na około tydzień przed wyjazdem) – odradzam. Tymek był przerażony i z płaczem chciał natychmiast opuścić izbę. No i trzeba się było oddalić, a szkoda, bo miejsce warte odwiedzenia.
Dodatkowe atrakcje: ekspozycja w starej izbie poświęcona autorowi, dodatkowo kilka wiekowych elementów wystroju
Wózek: niepotrzebny
Wstęp: dowolna opłata do kasetki
Kolejną atrakcją, która spadła na nas z powodu deszczu, były odwiedziny w Skansenie w Pstrążnej. Spadła w sensie pozytywnym, bo to świetne miejsce! Na końcu świata, naprawdę. Przepięknie położony, z ładnym widokiem z wiatraka, z kilkoma budynkami i bogatą ekspozycją i w dodatku my sami – w taką pogodę wszyscy siedzą przecież w domu, no idealne warunki na zwiedzanie! Tylko akurat zabeczała koza… przecież w skansenie można spotkać różne zwierzaki, prawda? No, ale koza zabeczała wtedy, kiedy akurat wysiadaliśmy z auta. I płacz. Znów dziwny dźwięk. Skansen udało nam się zwiedzić tylko dzięki smoczkowi (rodzicie, miejcie smoczek zawsze po ręką!)
Dodatkowe atrakcje: zwierzaki, luneta za 2 złote w wiatraku i hit wycieczki – drewniane młoteczki w ilości 10, które można sobie było roznosić po całym wiatraku. I tak drewniany młotek spowodował, że początkowo przerażony potomek w ogóle nie chciał wyjść. I jak wszedł z płaczem na teren skansenu, tak i z płaczem wyszedł…
Wózek: niepotrzebny, teren górzysty, było by niewygodnie piąć się do wyżej położonych budynków z wózkiem, zalecam nosidełko albo nogi.
Wstęp: 7 zł/os
Po posileniu się ciepłym obiadem w Zieleńcu wyruszyliśmy na Torfowiska pod Zieleńcem. Unikatowe, bo położone bardzo wysoko (760 m n. p.m.) i ulokowane na nieprzepuszczalnych skałach. Roślinność też jest tu nietypowa. I zdarzył się cud. Wyszło słońce, niebo zrobiło się błękitne, a torfowiska o powierzchni ponad 250 ha przybrały cudny kolor. Ścieżka edukacyjna znajduje się po dwóch stronach szlaku, w obu miejscach czekają na nas drewniane kładki – największa atrakcja dla malucha, bo można głośno tupać. Na końcu pierwszej kładki znajduje się wieża widokowa, jednak widok z góry to same korony drzew, nic specjalnego. Kawałek dalej, podążając za znakami, rozciąga się torfowisko. Polecam przyjazd na wiosnę, kiedy wszystko kwitnie. Przejedźcie przez górny Zieleniec, przy pięknej pogodzie widoki mogą Was zaskoczyć.
Dodatkowe atrakcje: możliwość przejazdu kolejką na kołach do Dusznik-Zdroju – trzeba wcześniej zamówić transport; w naszym przypadku chodzenie po kałużach ;-) Widokowa trasa z Zieleńca do Dusznik-Zdroju, przejazd górami.
Wózek: zdecydowanie nie, jest pod górkę na początku szlaku, później już płasko, kawałek do przejścia jest, więc zalecam nosidełko.
Wstęp: 0 zł
Dzień 4. Znów pada, coraz bardziej.
Jako że ciągle pogoda płata nam figla, postawiliśmy na atrakcje w pomieszczeniach. Najpierw odwiedziliśmy Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju. Muzeum znajduje się w przepięknym budynku młyna papierniczego z XVII wieku, przed którym wystawione zostały stare maszyny do wyrabiania masy papierowej i różnej maści gilotyny do cięcia papieru. W budynku czekają na nas cztery sale wypełnione historią papieru. W podziemiach można podglądać jak kiedyś (i dziś) czerpało się papier. Można miło zagadać do pracujących tam panów i wszystko opowiedzą ze szczegółami, wyjaśniając nawet, że jeśli coś tu wygląda jak zupa pomidorowa z ziołami, zupą na pewno nie jest
Dodatkowe atrakcje: zakup czerpanego papieru w przymuzealnym sklepiku, hitem jest papier robiony z kupy słonia! (wrocławskiego słonia na dodatek!), pamiątkowe pieczątki z muzeum
Wózek: niepotrzebny, ale można, tylko wtedy nie zobaczycie ostatniego najważniejszego miejsca – pokazu rękodzielniczego czerpania papieru – tam trzeba zejść po schodach
Wstęp: 12 zł
Z Dusznik blisko do Kłodzka, gdzie postanowiliśmy przeczekać dalsze opady. Wiedzieliśmy, że Twierdza Kłodzko odpada, bo trasa jest długa, wąska i pamiętam, jak kiedyś przewodnik zgasił nam dla hecy światło. Nie jestem pewna, jak nasz maluch by na to zareagował. Zresztą dowiedzieliśmy się, ze Twierdza Kłodzko dostępna jest do zwiedzania dla dzieci, które skończyły już 2 lata, a nasza latorośl ma to jeszcze przed sobą. W informacji turystycznej dowiedzieliśmy się, że możemy zwiedzić Podziemia Kłodzka, niedawno otwartą trasę turystyczną. I tak, możemy iść tam z małym dzieckiem, i tak, możemy iść tam z wózkiem... No miło się tego słuchało, ale… Prawda była całkiem inna, należało postawić pytanie, czy jest tam coś, czego nasze dziecko może się wystraszyć... ale mądry Polak po szkodzie, jak to mówią.
Podziemia faktycznie okazały się ciekawą atrakcją, ładnie wyremontowaną pozostałością faktycznego podziemnego miasta, gdzie toczyło się życie. Ale schodów było mnóstwo, około 100 (dopytaliśmy się Pani w kasie, wtedy już nie chciało nam się rezygnować). Przeciskanie się przez wąskie korytarze z wózkiem, po schodach, potrącając po drodze lampę, było nie lada treningiem cierpliwości. To jedno. Ważniejsze jest to, że w podziemiach słychać było mnóstwo odgłosów ludzi i zwierząt – taka dźwiękowa inscenizacja. Duża cześć wystawy poświęcona była katom, egzekucjom, więc parę razy spotkaliśmy pana kata, czy truposza… Dziwne to były persony, więc nie ma się co dziwić, że syn nam się wystraszył… ale gdy już doszliśmy do szczegółów egzekucji i w tle słychać było różne nieprzyjemne dźwięki, po prostu zaczęliśmy na całe podziemia ryczeć „Stokrotka rosła polnaaaaaa”, żeby Tymek nie słyszał tych dźwięków i nie wystraszył się na Amen. Dodam, że by zwiedzić podziemia, zachęciliśmy Tymka, dając mu do ręki małą latareczkę. Dzięki temu czuł, że przez pewien czas (do kata) nas oprowadza. Tak więc nie polecam dla małych dzieci, mimo że miejsce ciekawe… Zawsze pytajcie, czy wasze dziecko może się czegoś wystraszyć podczas zwiedzania.
Dodatkowe atrakcje: podziemia dostarczają ich mnóstwo, ale tak jak wspomniałam, fajnie jest jak dzieciaki dostaną latarki do ręki.
Wózek: nie, nie i jeszcze raz nie!
Wstęp: 12 zł
Dzień 5. Nie będę się powtarzać, pogoda bez zmian.
Postanowiliśmy, dość ambitnie, pojechać do schroniska Pasterka, popatrzeć na Szczeliniec Wielki, znaleźć Park Dinozaurów i zastanowić się co dalej. Dino Park okazał się być niezbyt ciekawą atrakcją dla Tymka, chmury były tak nisko, że i z lornetką Szczelińca byśmy nie zobaczyli, za to Pasterka obdarzyła nas pyszną kawą, zupą pomidorową, kącikiem dla malucha (w schronisku!), a mąż znalazł parę grzybów w lesie. Wybraliśmy się wiec na deszczowy spacer po polanie. Przy słonecznej pogodzie na pewno jest tam przepięknie. Kiedyś wrócimy.
Później było już coraz gorzej, urządziliśmy wiec sobie istne safari tour po atrakcjach Kotliny Kłodzkiej. Polecam każdemu (ale wysiądźcie czasem z auta ). Z perspektywy mokrych okien w samochodzie udało nam się zobaczyć skały wyrastające znad zalewu w Radkowie, bazylikę w Wambierzycach, Polanicę Zdrój, Bystrzycę Kłodzką i jej starą zabudowę. Jak już Tymek wyspał się w naszym ciepłym aucie, postanowiliśmy sprawić mu niespodziankę. Pojechaliśmy do Galerii Twierdza do sali zabaw dla dzieci (sprawdźcie zawczasu takie miejsca, nie wiadomo kiedy może się to przydać) i spędziliśmy tam prawie 2 godziny. Z tego dnia Tymek był najbardziej zadowolony
Dodatkowe atrakcje: przed wejściem do Sali zabaw jest kino, automaty wszelkiej maści i dla dużych i dla małych i sporo sklepów.
Wózek: nie ma takiej potrzeby
Wstęp: 13 zł/godzina/dziecko
Dzień 6. Ostatni dzień wakacji. I nie może być, świeci słońce!
Już prawie się poddaliśmy, już wracać mieliśmy do domu. Ale to słońce za oknem… no nie dało się. Był więc pożegnalny spacer po Kudowie. Myśli leciały jednak ciągle w stronę Szczelińca, czy uda nam się wejść, i czy będą widoki. Ale że mąż to „super hero”, pokonanie 665 schodów w jedną stronę (!) okazało się sprawą lekką. Tymek postanowił nam zasnąć w nosidełku i po prostu w nosie mieć piękne widoki. Za to nam wynagrodzone zostało to całe moknięcie po stokroć! Przepiękne widoki, kolejne labirynty skalne i jesienne kolory. Było przepięknie. Założę się, że wszystkie (nieśpiące) dzieci miały by mnóstwo frajdy z hasania i przeciskania się przez skały.
Dodatkowe atrakcje: spróbujcie znaleźć specyficzne skały, np. Piekiełko, Małpoluda…
Wózek: nie ma opcji, tylko nosidełko.
Wstęp: 7zł/os
Mimo słabej pogody, to nasz kolejny wyjazd zaliczony do tych udanych, w końcu udało nam się sporo zobaczyć, prawda? Wszystkim życzymy jednak lepszej pogody
Na koniec kilka istotnych kwestii.
Co zawsze trzeba ze sobą zabrać? Na pewno wszyscy rodzice mają opracowane listy, dlatego poniżej zamieszczam tylko te mniej typowe składowe naszej „tony” bagażu.
• Maść na ugryzienia komarów
• Paletkę do pozbywania się komarów i psikacz, żeby spryskać ubranie
• Krem z wysokim filtrem
• Nosidełko
• Zapasową dętkę i oponę do wózka dziecięcego – nie raz zdarzało nam się już zmieniać dętkę na wyjeździe, mąż jest w tym niesamowity! W „terenowych warunkach” można poradzić sobie z nożem, starą dętką, kałużą i super glu i dętka nowa!
• Kurtki przeciwdeszczowe, najlepiej nieprzemakalne (można kupić specjalny spray do ubrań, aby choć na kilka dni stały się one nieprzemakalne)
• Zarówno ciepłe, jak i lekkie ubrania – na Roztoczu było przepięknie, zapomnieliśmy więc o tym, że może być też zimno i musieliśmy zakupić rajstopy i rękawiczki dla dziecka będąc już na wakacjach na Dolnym Śląsku
• Książeczka dla dziecka do samochodu
• Książeczka zdrowia dziecka!
• Auta – akurat w naszym przypadku, bo syn je uwielbia, nie raz ratowały nam sytuację, gdy staliśmy w korkach
• Małe pojemniki na przechowywanie smakołyków – żeby nie latać gdzieś po sklepach, bo dziecko głodne, tylko mieć w pojemnikach przygotowane z rana jabłuszko, herbatniki bebe itp.
• Mapy okolic – sprawdźcie dwa razy, czy na pewno macie wszystkie! My mieliśmy sporo, a i tak zapomniałam zabrać wszystkich, np. Błędnych Skał i Szczelińca
• Kalosze
• Dowód dla dziecka, jeśli chcecie przekroczyć granicę
Kto pyta nie błądzi, dlatego zawsze zadajemy sporo pytań w informacji turystycznej, mimo że zawsze jesteśmy dobrze przygotowani do wyjazdu.
O co warto spytać?
• Gdzie podają dobre, domowe jedzenie, nie odgrzewane trzy razy i nie rozmrażane, tak by dziecko również mogło zjeść posiłek?
• Czy są restauracje, które mają kącik malucha?
• Jakie są typowe atrakcje dla dzieci? (my odkryliśmy Muzeum Pożarnictwa właśnie dzięki IT!)
• Czy na dany szlak możemy iść z wózkiem czy już z nosidełkiem?
• Czy w danej atrakcji są schody, czy możemy spokojnie zwiedzać z wózkiem?
• Czy podczas zwiedzania dziecko może się czegoś przestraszyć? (To bardzo istotne pytanie)
• Czy gdzieś w pobliżu można zobaczyć zwierzaki?
• Jakie atrakcje proponują Państwo w razie niepogody?
• Gdzie jest najbliższa sala zabaw dla dzieci?
• Gdzie znajdziemy plac zabaw dla malucha?
Ostatnią istotną kwestią jest to, gdzie chcecie spać. Warto pomyśleć nie tylko o swojej wygodzie, ale i innych podróżnych. My zawsze staramy się wybierać drewniane domki. Zapewniają prywatność, swobodę i trochę więcej przestrzeni dla dziecka – co może się przydać, gdyby padało. Nasz synek ma niecałe dwa lata, potrafi się budzić w nocy i płakać. Kiedyś, na Podlasiu, śpiewałam mu pół nocy kołysanki, myśląc, że nikt nie słyszy. Jakież było moje zdziwienie, gdy następnego dnia na śniadaniu starsze małżeństwo pochwaliło moje nocne wycie do poduszki Dodam, że spaliśmy w cudownym, starym, drewnianym dworku i wszystko się niosło.