Czy 8500 km po Europie z dwójką małych dzieci samochodem to aby nie szaleństwo? Zapewne tak myśleli o nas przed tą wspólną wyprawą niejedni znajomi, którym obwieszczaliśmy swoje plany... I nie ukrywam, że również i my sami powątpiewaliśmy czasem co do tego, czy ta podróż będzie udana. Czy też stanie się przekleństwem i powodem do wspólnych kłótni jeszcze w przyszłości, po powrocie?...
A jednak postanowiliśmy zaryzykować. Tym bardziej, że wcześniejsza sytuacja rodzinna nie pozwalała nam na realizację żadnych dłuższych wspólnych wypadów, zarówno w kraju, jak i za granicę, a nasze wygłodniałe podróżnicze dusze zbyt już długo musiały się z tą sytuacją godzić... Przed wyjazdem jednak zadbaliśmy o to, by zaplanować wszystko tak, by miało to "ręce i nogi". Naszym motto stały się słowa: "zadowoleni rodzice to zadowolone dzieci", poszerzone o zakończenie: "i vice versa"... A wszystko zaczęło się dzięki piłce nożnej - szalonej pasji Zbyszka - ojca Mikołaja, lat 4,5, oraz Kamila - 1,5 roku w momencie wyprawy. Oznajmił on rok wcześniej, że wybiera się na Euro do Francji. I na nic zdały się moje sprzeciwy, że Francja do najbezpieczniejszych krajów obecnie nie należy itp. Nie pozostało mi nic innego, jak pogodzić się z wolą męża lecz... nie bez korzyści dla siebie samej. Albowiem okolice meczów wybranych przez Zbyszka korciły niesamowicie... Przygotowania do wyprawy rozpoczęłam na ok. 1,5 miesiąca przed wyjazdem. Mapa studiowana była pod kątem różnorakich atrakcji wynikających z zainteresowań wszystkich jej uczestników. I to chyba okazało się strzałem w dziesiątkę. Podróż okazała się bowiem nie tylko fantastycznie udana. Okazało się, że dzieci znosiły te 3 tygodnie dość intensywnej drogi znacznie lepiej niż... niejednokrotnie czas w domu. Czyja to krew...
Łącznie przejechaliśmy przez 10 krajów: z Polski przez Niemcy, Austrię, Szwajcarię i Włochy do Francji. Następnie było Monako, Andora, Hiszpania a w drodze powrotnej Luksemburg.
W planowaniu pod uwagę brane były następujące ważne czynniki:
Odcinki trasy...
....wyważone, nie za długie. Choć oboje jesteśmy kierowcami, to trzeba mieć świadomość, jadąc o tej porze roku (czerwiec), że w krajach śródziemnomorskich bywa już dość gorąco. Do tego jeśli chce się częściowo korzystać z dróg innych niż autostrady płatne w celu oszczędności (niestety korzystając z autostrad na nawet niewielkich odcinkach można w tych krajach nieźle "popłynąć" z kasą... Rekordem był chyba odcinek 12 km w Hiszpanii, za który zapłaciliśmy ok. 10 euro... Wszystkie tabele opłat warto przestudiować wcześniej przed wyjazdem, żeby odpowiednio wyrobić się finansowo z całym planowanym budżetem), czy też zobaczenia więcej ciekawszych miejsc i podziwiania widoków, trzeba mieć świadomość, że jadąc przez Austrię, Szwajcarię, Włochy, Francję czy Hiszpanię, nie wspominając Andory, nie unikniemy dróg stromych i krętych, niemal wyczynowych, na których nie każdy kierowca się odnajdzie... U nas był podział - mąż "wyczynowo", a żona autostradowo :-) Nocą jazdy unikaliśmy, przy naszym tempie zwiedzania wskazanym było wysypiać się dobrze, by potem mieć siły na wszystkie zaplanowane atrakcje...
Noclegi
Z założenia niskobudżetowe, głównie korzystaliśmy ze strony booking.com. Przez niemal cały czerwiec obowiązywały ceny "poza sezonem", czy "niski sezon" - i to również duży atut wakacji planowanych w tym miesiącu. Nie wspominając o tym, że unikamy przy tym również tłumów turystów, co przy małych dzieciach ma spore znaczenie (kolejki do zwiedzanych obiektów, brak hałasu w obiektach noclegowych - oszczędzamy nie tylko pieniążki, ale i nerwy swoje i dzieci).
Początkowo myśleliśmy o noclegach na campingach, lecz patrząc na różnice w cenie: 5-10 euro za nocleg, postawiliśmy jednak na kwatery prywatne, hostele i niskobudżetowe hotele. Myślę, że był to dobry wybór. Jako kryterium wybraliśmy opcje z internetem, bezpłatnym parkingiem, ale także atrakcje dla dzieci typu: basen, agroturystyka, co możliwe jest również w bardzo rozsądnych cenach. Chociaż ciekawostką jest, że wiele europejskich campingów ma również basen w swej ofercie.
Prawdziwym hitem okazał się nocleg we Włoszech w namiotach mongolskich w rajskiej wręcz scenerii - było to miejsce otoczone górami, samo położone dość wysoko, gdzie okiem nie sięgnąć, tam widoki zapierające dech w piersiach, szczególnie przy zachodzie słońca. Do tego pasące się w okolicy zwierzęta domowe - dla dzieci bomba :-) No i śniadanie rano - produkty ekologiczne wyrabiane na miejscu - dżemy, sery, soki, jogurt... w towarzystwie świeżo zebranych przez właścicieli poziomek i czereśni :-P
Oczywiście warto jest w takich miejscach zaopatrzyć się na drogę w miejscowe wina i inne produkty spożywcze czy kosmetyczne...
Atrakcje dla dzieci...
...Te według zainteresowań. Atrakcje dobrze jest przygotować nie tylko jeśli chodzi o miejsca odwiedzane czy noclegowe, ale także pod kątem jazdy samochodem.
Jeśli któreś z rodziców lubi śpiewać, można przygotować wspólne piosenki na trasę. My staraliśmy się poprzez słuchanie radia zapoznać dzieci także z muzyką krajów, przez które jechaliśmy, pokazać starszakowi, w jakich językach się w danym kraju rozmawia. Rozbudziło to jego ciekawość lingwistyczną i do dziś pyta o zwroty w różnych językach krajów, które odwiedzaliśmy :-) A młodszy do dziś ma swoje ulubione wakacyjne piosenki, których słucha szczególnie chętnie. Zaopatrzeni byliśmy również w dvd na zagłówkach foteli samochodowych, by dzieci od czasu do czasu oglądały swoje ulubione filmy lub bajki. To rozwiązanie sprawdzało się co prawda przez jakiś czas w początkowej i najdłuższej fazie jazdy z Polski do Włoch, po czym urządzenie przestało działać, dobrze jest więc sprawdzić takie wynalazki jeszcze przed wyruszeniem w trasę :-) Jednak widoki za oknem okazały się równie ciekawe co bajki i chłopaki żywo interesowały się oglądanymi zwierzętami, mostami, zamkami,itp. :-)
Dla Mikołaja zaplanowane były następujące atrakcje pod kątem jego specyficznych, tzn. m.in. kosmicznych zainteresowań :-): w Tuluzie podziwianie prawdziwej rakiety Ariane 5 oraz stacji kosmicznej w Miasteczku Kosmicznym.
Ponieważ jest jeszcze również na etapie zamków i rycerzy, przy trasie odwiedziny bajecznego zamku Neuschwenstein. W Avignon imponujący Pałac Papieży i tamtejszy słynny most. Do tego na deser jedna z największych we Francji jaskiń - Padirac z podziemną rzeką, przez którą można przepłynąć łodziami oraz średniowieczne miasteczko na skale - Rocamadour.
Ale chyba najbardziej starszak zapamiętał wizytę w oceanarium w Monako, gdy dane mu było głaskać małe rekinki :-) W większości tych miejsc bilety można zabukować na stronach internetowych, by uniknąć stania po nie w kolejkach.
W pamięci starszego synka pozostaje również wspaniała atmosfera piłkarska Euro. Mąż co prawda na mecze szedł sam, ale odprowadzaliśmy go razem by zasmakować klimatów mistrzostw w Nicei i Marsylii.
Polacy wraz z kibicami z Irlandii i Ukrainy bawili się wyborowo, a Mikołaj dostał na pamiątkę od jednego z nich szalik, inny kupił mu loda, widząc płacz dziecka, którego marzeniem w trakcie odprowadzania taty na mecz była kąpiel w lazurowych wodach nicejskich plaż...
Wycieczka do Andory oraz Kraju Basków w Hiszpanii należała już do przyjemności mamy, choć nie tylko, jak się okazało. Niezapomniane widoki ukwieconych m.in. makami i chabrami Pirenejów pozostaną w pamięci na długo... Będąc w Andorze, warto zaopatrzyć się w tamtejsze słynne sery, na które są na granicy... limity. Sama stolica Andory to miasteczko o bardzo wąskich uliczkach i wielkiej ilości sklepów wolnocłowych, za to, co nas zdziwiło, ciężko było tam znaleźć restaurację czynną w porze obiadowej,
wybór niewielki i pozostało nam przed wyjazdem stamtąd posilić się w pobliskim McDonaldzie. Za to nasze auto wyjechało z Andorry porządnie zatankowane w niezmiernie tanie paliwo :-) Takie rzeczy tylko w Andorze i... Luksemburgu, naprawdę warto tam tankować!
W drodze do Hiszpanii zahaczyliśmy również o Lourdes. Niestety limit czasowy nie pozwolił nam na zwiedzenie pięknej Baskonii, udało się odwiedzić zaledwie San Sebastian z jedną z najpiękniejszych plaż w Europie, La Concha. Mimo że plaża znajduje się nad oceanem, pogoda i temperatura wody były dla nas bardzo łaskawe. Udał się smażing i plażing jako kontynuacja nielicznych podczas całej podróży, ze względu na zbyt wysokie jak dla młodych temperatury. W Cannes Miki opalił się przez 3 godziny aż nadto. Dobrze jest więc oczywiście zaopatrzyć się już nawet o tej porze w kremy do opalania dla dzieci z najwyższymi filtrami i używać ich często... W San Sebastian na kwaterze byliśmy mile zaskoczeni dużą ilością... zabawek dla dzieci. Okazało się, że nasi synowie dość łatwo się zintegrowali z rówieśnikami (dziećmi właścicieli) mówiącymi w języku baskijskim oraz ich zabawkami właśnie :-) Wyjeżdżając z Baskonii pozostało nam marzyć o tym, by móc tam jeszcze kiedyś powrócić i zagłębić się w jej urokliwe klimaty malowniczych rybackich wiosek czy kosmopolitycznego i łączącego historię ze współczesnością pod względem zabytków Bilbao. Nie wspominając o bogatym menu tamtejszych tapas...
Z innych praktycznych "drobiazgów" przydatne okazuje się w podróży z małym 1,5 rocznym dzieckiem nosidło. Wiadomo, że nie wszędzie teren nadaje się do wożenia dziecka w wózku, a z kolei noszenie na rękach dodatkowych ok. 10 kg żywego szczęścia przysparza tylko niepotrzebnych frustracji, gdy chce się te ręce mieć gotowe w każdej chwili do robienia fajnych fotek na przykład ;-)...
Podróż powrotna obejmowała zabytkowe miasteczko Nevers we Francji, gdzie m.in. podziwiać można ciało Św. Bernardetty z Lourdes (wizjonerki z Lourdes) leżące od ok. 150 lat w szklanej trumnie w kaplicy. Stan zachowania jej ciała, badany przez naukowców, mogą określić słowa Mikiego: "jak ta Bernardetka ładnie śpi i wygląda". Ciało wygląda faktycznie pięknie. Dokładniejsze badania wykazały, że świadcząca o rozkładzie pleśń wyrosła jedynie powierzchniowo na zanieczyszczonej poprzednią ekshumacją skórze (stąd pokryto woskiem twarz i dłonie). Natomiast całe ciało nie uległo wcale rozkładowi, co jest niewątpliwą ciekawostką.
style="display:inline-block;width:300px;height:250px"
data-ad-client="ca-pub-4540654505390018"
data-ad-slot="1339302889">
W drodze powrotnej mieliśmy okazję zatrzymać się na krótko u znajomych mieszkających w Niemczech, po czym czekała nas przeprawa przez nie tylko siedem rzek i gór, ale i... burz. Burze w ilości siedmiu właśnie towarzyszyły nam przez całą drogę do Gdańska. Zmęczenie trasą i warunki pogodowe były jednak okazją do jeszcze jednej przygody na deser. Gdy rozpętała się ostatnia burza, a jednocześnie zbliżała się godzina meczu, na który chciał zdążyć Zbyszek, nie pozostało nam nic innego jak zatrzymać się przed pobliskim zajazdem na nocleg z tv bądź internetem... Okazał się on być umiejscowiony tuż przy... Parku Dinozaurów w Rogowie. Przejażdżki gokartami, park linowy, karuzele, dmuchany zamek-zjeżdżalnia to tylko niektóre z licznych tamtejszych dodatkowych atrakcji. I tym sympatycznym akcentem ucieszyły się oczywiście dzieci, które podróż wspominają do dziś i tęsknią za kolejnymi wspólnie spędzonymi wakacjami. Tęsknimy i my :-)
Małgorzata wraz z mężem i synkami - Mikołajem i Kamilem :-)
