Kiedy wspominaliśmy bliskim oraz znajomym o naszych tegorocznych planach wakacyjnych, wszyscy łapali się za głowę i atakowali serią pytań... "Iran?! Z dzieckiem?! Za mało Wam wrażeń? Po co w ogóle tam jechać?!".
No właśnie, po co jechać do Iranu, i to z 2,5-letim dzieckiem?
Azja Środkowa i Bliski Wschód zawsze chodziły nam po głowie. Iran powracał w naszych rozmowach bardzo często. Turkusowe meczety, prastara Persja, orientalna architektura i widoki niczym z Baśni 1001 nocy bardzo kusiły.
Niestety Iran nie cieszy się zbyt dobrym PR, większość kojarzy go z islamem, a ten tylko i wyłącznie z terrorystami. Irańczycy natomiast to najgościnniejsi i najbardziej otwarci ludzie jakich spotkaliśmy, a sam Iran okazał się najbezpieczniejszym krajem po jakim do tej pory podróżowaliśmy. Na ulicach irańskich miast coraz częściej spotkamy obcokrajowców, w tym również Polaków, coraz więcej turystów decyduje się na ten kierunek, wracając z pięknymi wspomnieniami.
Trochę Was zaintrygowaliśmy? W takim razie zapraszamy na krótką relację z naszej wyprawy oraz wskazówki jak samodzielnie zorganizować wyjazd do Iranu.
PRZYGOTOWANIA
Jadąc do Iranu, potrzebujemy wizy, którą od niedawna możemy wyrobić na lotnisku w Teheranie. Wyrobienia wizy na lotnisku może jednak potrwać kilka godzin, przyloty z Europy przeważnie są w środku nocy, dlatego lecąc z dzieckiem, warto rozważyć wyrobienie wizy wcześniej, na przykład w ambasadzie w Warszawie. Koszty w obu przypadkach są porównywalne. Sam proces wyrobienia wizy w ambasadzie nie jest bardzo skomplikowany, co najwyżej czasochłonny, może trwać nawet 3-4 tygodnie. Pierwszym krokiem jest uzyskanie kodu referencyjnego z agencji pośredniczącej. Niezależnie, czy wizę będziemy robić przed wyjazdem, czy na lotnisku, niezbędne jest ubezpieczenie na czas podróży z adnotacją, że działa na terenie Iranu (nie wystarczy informacja, że ubezpieczenie obejmuje cały świat, musi być jasno napisanie, że w Iranie również ;) ) przetłumaczone na język angielski. Trochę potrwało zanim Pani w Hestii zrozumiała, czego dokładnie potrzebujemy, ale generalnie nie było problemu z uzyskaniem potrzebnego dokumentu.
Przed wyjazdem do Iranu nie ma żadnych dodatkowych szczepień, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Wystarczą podstawowe szczepienia z kalendarza szczepień oraz dobrze wyposażona apteczka.
Ogólnie medycyna w Iranie jest bardzo dobrze rozwinięta, a jedynym problemem jest embargo i fakt, że mimo iż posiadamy ubezpieczenie, to za wizytę u lekarza musimy zapłacić gotówką na miejscu.
W Iranie nie ma możliwości wypłacenia gotówki z nieirańskich kont bankowych, nie działają również nasze karty kredytowe, dlatego trzeba wziąć zapas gotówki niezbędny na cały wyjazd. Przyznam szczerze, że tego ograniczenia obawiałam się najbardziej, bo co jeśli w połowie wyjazdu zabraknie nam pieniędzy? Dobrym rozwiązaniem jest mała rezerwa na czarną godzinę lub niezaplanowane atrakcje ;) Pocieszający jest fakt, że w Iranie ceny są niższe w Polsce. Budżet 75$ dziennie na naszą 3-osobową rodzinę w zupełności wystarczał, w tym uwzględniając również noclegi oraz przejazdy.
Dobrze wiedzieć, że Internet w Iranie jest cenzurowany, nie działają takie strony jak Facebook czy Instagram. Jeżeli planujecie korzystanie z portali społecznościowych, zalecane jest zainstalowanie w telefonie VPN. Praktycznie wszędzie jest dostęp do bezpłatnego Wi-Fi. Bardzo popularny jest również komunikator WhatsApp, dzięki któremu możemy bezpłatnie nawiązywać połączenia i wysyłać wiadomości na całym świecie.
BEZPIECZEŃSTWO I LUDZIE
Jak już wcześniej pisałam, Iran okazał się najbezpieczniejszym krajem, po jakim podróżowaliśmy. Praktycznie wszędzie poruszaliśmy się komunikacją miejską lub miejscowymi taksówkami, jechaliśmy nocnym pociągiem, spacerowaliśmy po zmierzchu, spędziliśmy poranek na dworcu autobusowym, nocowaliśmy u miejscowych. Nigdzie, w żadnym momencie naszej podróży nie poczuliśmy się chociażby niekomfortowo, tym bardziej nie było sytuacji, żebyśmy poczuli się w niebezpieczeństwie.
Mieszkańcy Iranu zdają sobie sprawę, jak są postrzegani na świecie, być może dlatego za wszelką cenę chcą pokazać przyjezdnym, jak jest na prawdę. Są bardzo otwarci i gościnni, ciekawi innych kultur. Wielokrotnie w ciągu dnia zagadywano nas skąd przyjechaliśmy, a "Welcome to my country" stało się mottem naszego wyjazdu :) Zaczepiano nas z autentyczną radością i bez żadnych oczekiwań, naciągania, czy natarczywego nagabywania. Dawno nie spotkałam się z tak bezinteresowną pomocą ze strony miejscowych... Częstowano nas owocami w parku, pomagano z noszeniem wózka, dotarciem pod wskazany adres (nawet jeśli miało to trwać dobre 30 min!). Jednak najbardziej ścisnęło mnie za serce, kiedy stojąc z synem i czekając aż M. wróci ze sklepu, podeszła do nas starsza pani i zapytała, czy nie potrzebujemy pomocy, bo wyglądamy, jakbyśmy szukali noclegu i zapraszała do siebie. To niesamowite, jak wszyscy w koło uśmiechali się na nasz widok, uprzejmie pozdrawiali... Właśnie tej życzliwości na co dzień brakuje mi u nas i w całej Europie.
Z DZIECKIEM
Dużym zaskoczeniem podróżowania po Iranie z dzieckiem były wszechobecne place zabaw. Nie wiem dlaczego, ale nie spodziewałam się placów zabaw w Iranie. W zasadzie przed wyjazdem wielu rzeczy się nie spodziewałam, na przykład tego, że Irańczycy są tacy rodzinni i wprost uwielbiają dzieci! Jednym z ulubionych form spędzania wolnego czasu przez Irańczyków są pikniki, ale to takie pikniki z prawdziwego zdarzenia, wielopokoleniowe, całodzienne, z gotowaniem na miejscu.
Wiele osób na widok naszego małego blondynka nie potrafiła przejść obojętnie. Wielokrotnie chciano zrobić sobie z nami zdjęcie, chwilę się pobawić, czy chociażby zdobyć uśmiech Mikołaja. Chociaż zdarzały się również próby wycałowania Młodego i to głównie przez panów ;) Po kilku dniach dało się zauważyć, że Mikołaj jest trochę zmęczony ciągłym zaczepianiem, ale kiedy potrzebował chwili spokoju, chował się w swoim wózku i zasłaniał budą.
Przed wyjazdem zastanawiałam się, czy Iran to odpowiednie miejsce do podróżowania z wózkiem, jednak nie wyobrażałam sobie, że moglibyśmy go nie brać. Generalnie źle nie było, aczkolwiek w niektórych miejscach wcale nie było łatwo i przyjemnie. Najgorzej pod względem przystosowania do wózków wypadł Teheran. Niestety, tam nanosiliśmy się wózka najwięcej, chociaż miejscowi bardzo chętnie pomagali. W wielu miejscach na chodnikach znajdują się ograniczenia ruchu motorów i pół biedy, kiedy jest "przejście" dla wózków. Bardzo często tego przejścia nie ma, a wózek najzwyczajniej w świecie trzeba przenosić. Problem również jest przy wejściu do metra, niestety nawet przy głównych stacjach nie ma windy, czasem na części są ruchome schody, ale za każdym razem, chociaż trochę trzeba wózek wnieść/znieść.
CO ZOBACZYĆ
Zdecydowaliśmy się na trasę, którą śmiało można nazwać "klasycznym Iranem": Teheran - Sziraz - Persepolis - Jazd - Isfahan. To takie punkty obowiązkowe, z których trudno byłoby zrezygnować. Jednak Iran ma do zaoferowania o wiele więcej!
Teheran. Swoją przygodę z Iranem zaczęliśmy od stolicy kraju. Teheran nie jest najpopularniejszym kierunkiem, wiele osób wprost go omija. Spotkałam się z opiniami, że nie ma tam nic ciekawego, a z powodu zanieczyszczenia powietrza nie da się zwiedzać Teheranu bez bólu głowy. Trochę się tego smogu obawiałam, tym bardziej, podróżując z małym dzieckiem. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Nie da się ukryć, że Teheran jest bardzo zatłoczony, wszechobecne motory są dość głośne, ale mimo wszystko uważam, że warto, chociaż na krótko zatrzymać się w Teheranie. Najbardziej podobał się nam Most Natury z piękną panoramą miasta, Muzeum Dywanów, gdzie nasz najmłodszy członek ekipy bawił się świetnie, oraz była Ambasada USA, z intrygującymi muralami. Mając więcej czasu, warto zobaczyć Muzeum Klejnotów (uwaga, nie wpuszczają dzieci poniżej 12. roku życia!) oraz ormiański cmentarz Doulab, na którym pochowanych zostało prawie 2000 Polaków.
Z Teheranu postanowiliśmy udać się do jednego z „must see” całego Iranu, do Sziraz. Ponieważ te dwa miasta dzieli prawie 1000 km, zdecydowaliśmy się na nocny pociąg, który jedzie 15 h, kosztuje ok 50 pln/osoba i jest zdecydowanie najbardziej komfortowym środkiem transportu, jakim kiedykolwiek jechałam! To była bardzo przyjemna i spokojna noc.
Sziraz. Prawdziwa wizytówka Iranu. Masjed-e Nasir Al Molk urzekł nas wszystkich. Kto zastanawia się, po co brać dwulatka na wyjazd do Iranu, to jedną z rzeczy, którą z pewnością zapięta, będzie właśnie wizyta w Różowym Meczecie. Kolorowe światła zrobiły na Mikołaju niesamowite wrażenie i prawda jest taka, że długo nie chciał wychodzić z sali. Takich doznań nie zapewnią żadne zajęcia sensoryczne!
Drugim miejscem, które warto zobaczyć, jest Mauzoleum Shah-Cheragh, grobowiec, którego sale od podłogi aż po sufit są ozdobione kawałkami luster. Niestety, podziwialiśmy je tylko z zewnątrz, ponieważ turyści nie mają wstępu do wewnątrz sal.
Spacerując po ulicach irańskich miast, prędzej czy później trafimy na bazar Vakil. Bazaru w Sziraz wcale nie mieliśmy w planach, tym bardziej cieszę się, że go odwiedziliśmy. Zdecydowanie był to najlepszy bazar, na jakim byliśmy w całym Iranie.
Chwili wytchnienia możemy poszukać w ogrodzie Eram. Jest to niewielki kompleks parkowo-ogrodowy, wpisany na światową listę UNESCO.
Persepolis - Nekropolis - Pasargadae - Abarkuh. Kolejny dzień naszego wyjazdu przeznaczyliśmy na dojazd z Sziraz do Jazd. Po drodze jest wiele interesujących miejsc (chyba jak w całym Iranie!) m.in Persepilis, Nekropolis oraz Abarkuh. Żeby zobaczyć je wszystkie, zdecydowaliśmy się na przejazd taksówką z Sziraz do Jazd z postojami w umówionych miejscach. Bardzo wygodne rozwiązane, szczególnie jadąc z dzieckiem. Kierowca przyjechał po nas pod hotel i zawiózł pod same drzwi hotelu w drugim mieście.
Persepolis to tak na prawdę kupa starych kamieni ;) Miasto z starożytnej Persji, założone przez Dariusza I w 518 roku p.n.e. Dokładność, z jaką zrobione są detale, robi ogromne wrażenie. Nekropolis to trochę dalej znajdujące się grobowce ów Dariusza I i jego rodziny. Wykute w ogromnej skale, podobnie jak pozostałości po Persepolis robią wrażenie. Pasargadae to kolejne ruiny ruin. Miasto było stolicą Persji, do czasu zbudowania Persepolis. Obecnie najbardziej okazałą budowlą jest grobowiec Cyrusa II Wielkiego. Generalnie na tle dwóch poprzednich miejsc Pasargadae wypadają blado.
Abarkus natomiast jest miasteczkiem typowo pustynnym z charakterystyczną dla tego rejonu zabudową z... charakterystycznym zapachem unoszącym się po okolicy ;) Tak, domy były budowane między innymi z krowich odchodów. Symbolem miasta jest ogromny, liczący 4000 lat cyprys wiecznie zielony.
Jazd. Iran to w dużej części obszar pustynny. Jazd położny jest w oazie między Pustynią Słoną a Pustynią Lota. Stare miasto słynie z typowo pustynnej zabudowy i labiryntu wąskich uliczek. Spacerując po starym mieście z dzieckiem, warto pamiętać, że tuż przy więzieniu Aleksandra znajduje się plac zabaw.
Jazd to zdecydowanie jedno z moich ulubionych miejsc w Iranie. Na głównym placu Amira Chakhmaq znajduje się bardzo stara cukiernia Haj Khalifeh Ali Rahbar z tradycyjnymi słodyczami, turkus Meczetu Piątkowego na długo zapada w pamięci, a widok z wielu ogólnodostępnych dachów na panoramę miasta jest jednym z najprzyjemniejszych widoków, który towarzyszył nam podczas tego wyjazdu. Na dachach budynków zauważyć można badgiry, łapacze wiatru, które służą za antyczną klimatyzację.
Pustynia. Obszarów pustynnych w Iranie jest pod dostatkiem. Planując wyjazd, dobrze jest przeznaczyć chociaż część czasu na wycieczkę na pustynię. Opcji jest naprawdę wiele, od krótkich pobytów aż do kilkudniowych wypraw. Należy jednak wziąć pod uwagę, że nawet latem różnica temperatur między dniem a nocą może być kolosalna. Dla nas i naszego 2,5-latka idealnym rozwiązaniem był wieczorny 3-godzinny wyjazd na pustynię, na zachód słońca. "Mama, patrz jaka wieeeeelka piaskownia!" Mikołaj był uradowany. Kolejną atrakcją były prawdziwe wielbłądy na wyciągnięcie ręki.
Isfahan. Z Jazdu praktycznie co godzinę odjeżdżają bardzo komfortowe busy VIP, podróż trwa 5 h. Isfahan jest 3 co do wielkości miastem w Iranie, nazywany jest "połową świata". Głównym miejscem, które warto zobaczyć jest plac Naghsh-i Jahan, ogromny, zielony i malowniczo położony u stóp gór Zagros. Otoczony z jednej strony bazarem, pałacem Ali Qapu z drugiej i meczetem z trzeciej. Miejsce spotkań zarówno młodych Irańczyków jak i całych rodzin. Wszędzie jest gwarno, słychać głośne rozmowy i śmiech, dzieci chłodzą się w fontannach. Młody nie miał zamiaru opuszczać placu Naghsh-i Jahan. Mimo to warto ruszyć dalej.
Wpisany na listę UNESCO Jameh Mosque był bezsprzecznie najpiękniejszym, jaki widzieliśmy w Iranie. Isfahan słynie również z wielu mostów przecinające rzekę, która w znacznej większości roku jest... wyschnięta. Najpopularniejszym z nich jest most Si-o-se Pol, czyli most trzydziestu trzech łuków, miejsce tętniące życiem szczególnie po zmroku.
W Iranie spędziliśmy 10 dni, gdybym miała planować nasz wyjazd jeszcze raz, wydłużyłabym ten czas do min. 2 tygodni. Iran jest ogromny, prawie 5 razy większy niż Polska. Jest też świetnie skomunikowany, jednak odległości są na tyle duże, że dużo czasu spędza się w drodze. Miejsc wartych odwiedzenia również jest ogrom, dodając do tego wspomnianą irańską gościnność, czasem po prostu żal jechać dalej.