W tym roku urlop spędziliśmy, jak zresztą zawsze, nad polskim morzem. Co prawda, nie pochwalę się przed znajomymi zdjęciem pod palmą i nie będę wspominać jak to jest pływać z delfinami, ale to nic. Uwielbiam nasz nadmorski klimat. Od kilku lat, myślę, że skutecznie, próbuję tą miłością zarazić również moje dzieci. Tak, kocham, ale tylko poza sezonem. W lipcu i sierpniu nic mnie nie zmusi, aby tam pojechać. Nie znoszę tłumów, duszącego zapachu starego oleju i atakujących z każdej strony kolorowych „atrakcji” dla dzieci, których dźwięk przyprawia o ból głowy. Dopóki dzieci są małe, wybieram maj, a nawet październik. I o dziwo, nawet pogoda nas wtedy nie rozczarowuje.
Choć najbardziej lubimy małe miejscowości, tym razem postanowiliśmy zaszaleć i wybraliśmy Kołobrzeg. Termin też był dla nas nowością, zdecydowaliśmy się pojechać pod koniec maja i zostać do połowy czerwca. Od razu zakładałam, że po pogodzie będzie się można spodziewać wszystkiego, dlatego zapakowałam dla wszystkich ciepłe swetry i puchówki, ale ostatecznie korzystaliśmy tylko z letnich ubrań. Mieliśmy szczęście, pogoda była rewelacyjna. Dwa tygodnie słońca i temperatury powyżej 20 stopni. Sporadycznie zdarzały się chwilowe deszcze, które tylko dodawały powietrzu rześkości. Zapobiegliwie jednak przygotowałam całą listę miejsc, do których możemy się wybrać z dziećmi w razie niepogody. A Kołobrzeg oferuje ich całkiem sporo m.in. Muzeum 6D, Miasto Myszy, Oceanarium, Muzeum Oręża Polskiego czy zwiedzanie latarni morskiej.
Z listy nie musieliśmy często korzystać. Czas spędzaliśmy głównie na plaży, kopiąc dołki, budując zamki z piasku i taplając się po kolana w morzu. W Kołobrzegu plaża jest czysta i długa. Dodatkowo kilka lat temu dzięki rewitalizacji jej wschodnia część bardzo się poszerzyła. W miejscach gdzie jeszcze niedawno miała tylko 2 metry, teraz miejscami jej szerokość wynosi prawie 60! Teraz robi niesamowite wrażenie i nie przesadzę pisząc, że jest to jedna z najładniejszych polskich plaż.
Miasto zadbało w tym miejscu również o dzieci. W centralnej części ustawiono ogromnego dmuchańca do skakania i plac zabaw. My jednak, ze względu na położenie naszego hotelu, większość czasu spędziliśmy we wschodniej części. Tam dla dzieci zatopiono w piasku kolorowy statek piracki, który okazał się fantastycznym placem zabaw. Co rano przy statku ręczniki rozkładały rodziny z dziećmi, także gdzieś w okolicach południa tworzyło się tam już małe przedszkole.
Choć w mieście widać było powolne przygotowania do sezonu, to o tłoku nie można było mówić. Oczywiście w centrum turystów było już dość sporo, ale na obrzeżach miasta jeszcze niewiele. Poza sezonem turystów w Kołobrzegu można podzielić na 2 grupy: kuracjuszy sanatoriów i rodziny z małymi dziećmi. Warto też zaznaczyć, że dużą część jednej i drugiej grupy stanowią nasi zachodni sąsiedzi. Język niemiecki usłyszycie tutaj na każdym kroku. Zresztą już bogata (dosłownie) oferta noclegowa sugeruje, że nie tylko Polacy umiłowali sobie to miejsce (po kilka hoteli 5 i 4 gwiazdkowych w jednym miejscu to nad polskim morzem rzadkość).
No dobrze, ale co można tutaj robić z dziećmi oprócz plażowania? Ze względu na dobrą pogodę udało nam się przede wszystkim aktywnie spędzać czas. Dużo spacerowaliśmy, a jest gdzie, bo nie licząc plaży, w Kołobrzegu znajdziecie również piękne parki. Największe i najpiękniejsze to park im. Stefana Żeromskiego, który ciągnie się kilka kilometrów wzdłuż wybrzeża, oraz Park im. Aleksandra Fredry. W miejskich parkach zadbano o różne atrakcje takie jak place zabaw, fontanny, park linowy czy siłownie na świeżym powietrzu.
Dużo też przemieszczaliśmy się na dwóch kółkach. W mieście nie ma najmniejszego problemu, aby wypożyczyć rower, fotelik czy przyczepkę dla dzieci. Całe miasto przecinają również kilometry ścieżek rowerowych. My skorzystaliśmy z dwóch. Pierwsza to ścieżka w kierunku wschodnim, którą dojechaliśmy aż do Ustronia Morskiego (około godziny pedałowania w jedną stronę). Trasa jest niezwykle urokliwa, prowadzi wzdłuż plaży przez tzw. Ekopark Wschodni, czyli teren obejmujący hektary lasów i bagien. Miejsce to umiłowały sobie ptaki, żyje ich tutaj prawie 80 gatunków, w tym niektóre naprawdę bardzo rzadkie. Tutaj też mają swoje gniazda łabędzie, które codziennie spotykaliśmy na plaży. Nie mogliśmy się powstrzymać i zrobiliśmy mały przystanek, aby dzieci mogły zobaczyć cudowne szare małe łabędzie ze swoją mamą.
Na drugą wycieczkę wybraliśmy się w przeciwnym kierunku. Ścieżka zaprowadziła nas aż do Dźwirzyna, ale spokojnie można nią jechać dalej nawet do Międzyzdrojów. Jest również bardzo ładna, choć nie prowadzi już tak blisko morza, a częściowo musimy niestety przemieszczać się przy ruchliwej trasie. Głównie jednak towarzyszą nam pachnące pola, lasy i łąki. Za to w Dźwirzynie czekała na nas piękna plaża.
Z innych atrakcji dla dzieci wybraliśmy m. in. Mysie Miasto. To interes wymyślony przez prawdziwego geniusza. Wyobraźcie sobie, że ktoś wynajmuje jakieś 40 m2 piwnicy (w dobrej lokalizacji, bo przy samej latarni morskiej). Dzieli ją na 5 mini pomieszczeń, do których wkłada po jednym dość dużym akwarium. Ustawia w nich kilka domków, kolejkę, karuzelę, obsypuje to wszystko trocinami i karmą i wpuszcza po 20 myszek do każdego. Do tego zatrudnia jedną osobę (kasjerkę), która pobiera szokującą opłatę (za 2 dorosłych i 2 dzieci zapłaciliśmy ponad 40 zł). Jeśli nie lubisz klaustrofobicznych pomieszczeń, nie wchodź tam. W środku jest bardzo ciemno, duszno i do tego przeraźliwie śmierdzi. Ale to wszystko okazuje się nieistotne, bo w tak absurdalnych okolicznościach moje dziecko czuje się przeszczęśliwe. Biega od jednego pomieszczenia do drugiego, szuka myszek, czeka aż któraś wejdzie do przyczepy traktora lub przejedzie się pociągiem. Po pięciu minutach było mi słabo i mogłabym wyjść i zapomnieć o tym koszmarze, ale nie, pół godziny to mało. W międzyczasie czytamy wszystkie ciekawostki o życiu i zwyczajach myszek, które wyświetlają się na małym ekraniku zawieszonym tuż przy wejściu. Już wiem, że jeśli kolejny raz odwiedzimy Kołobrzeg, nie obejdzie się bez wizyty w tym miejscu. Fascynacja dziecka ogromna, moje zdziwienie jeszcze większe. Pamiętajcie, że każdy nawet najbardziej absurdalny biznes może się okazać żyłą złota, a ten niewątpliwie nim jest.
O wiele lepiej poczułam się w Muzeum Oręża Polskiego, zresztą dzieci również były tą atrakcją zachwycone. To wspaniałe miejsce, do którego koniecznie musicie zabrać swoje dzieci. Te starsze na pewno wyniosą stąd dużo wrażeń i poznają choć trochę smutną historię Kołobrzegu, który dotkliwie odczuł niemieckie naloty. Dla mniejszych dzieci wielkim przeżyciem będzie możliwość wejścia do czołgu czy do kabiny myśliwca. Muzeum warto odwiedzić kiedy nie pada, ponieważ najfajniejsze eksponaty znajdują się na zewnątrz.
W Kołobrzegu spędziliśmy wspaniale czas. To niewątpliwie ładne, zadbane i czyste miasto, które bardzo dba o rodziny z dziećmi. Dużo zieleni, piękna plaża, czyste powietrze i atrakcje, które przypadną do gustu dzieciom w różnym wieku. My na pewno jeszcze tam wrócimy.
Autorką wpisu jest prowadząca blog www.dziecimilewidziane.blogspot.com