Na nasze zagraniczne wakacje z trójką dzieci (9 lat, 4 lata i 10 miesięcy) wybraliśmy się podczas majówki. Odwiedziliśmy duński Legoland, a potem Rostock na północy Niemiec i znajdującą się 15 km od niego „Truskawkową Krainę”.

Dlaczego Lego(land)?

Nasze dzieci kochają klocki lego. Mają już około 70 zestawów. Dodatkowo, co jakiś czas Tata przywozi ze strychu domu Dziadków klocki, którymi bawił się jako mały chłopiec… Wyprawa do Legolandu była planowana już od dawna w naszej rodzinie, ale musieliśmy poczekać, aż Najmłodszy trochę podrośnie i my sami okrzepniemy w roli rodziców trojga.

Mieszkamy w Szczecinie, który ma bezpośrednie połączenie z niemieckimi autostradami. Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na wyjazd w nocy (godz. 3 nad ranem). Dla starszaków wstawanie w nocy to była nie lada atrakcja - Najmłodszemu było wszystko jedno. Pierwsze trzy godziny podróży, czyli 300 km, dzieci przespały w aucie. Kiedy obudziły się na śniadanie, połowa drogi była już za nami. Śniadanko zaliczyliśmy na parkingu przy niemieckiej autostradzie. Warto wziąć własne jedzenie - kanapki, napoje, jogurty – niemieckie ceny są wyższe niż polskie. Kolejne 300 km pokonaliśmy gładko, a emocje rosły w miarę zbliżania się do celu. Do samego Legolandu dotarliśmy kilkanaście minut po porannym otwarciu. Zostaliśmy skierowani przez pracowników na pierwszy parking, zaraz naprzeciwko wejścia (parkingi zapełnianie są w kolejności przyjazdu).

Polecamy: LEGOLAND Dania - przewodnik po atrakcjach

Bilety wstępu kupiliśmy od razu na 2 dni. Płaciliśmy tylko za rodziców (571 zł/2 dni/2 dorosłych) - dzieci użyły kuponów, które znaleźliśmy na stronie „Dzieckowpodrozy.pl” (najmłodszy za darmo). Zresztą te kolorowe, pobudzające wyobraźnię książeczki były wydrukowane, a potem ściskane w rączkach i dokładnie oglądane już miesiąc przed wyjazdem.

Kochamy Lego całą rodziną, dlatego park zrobił na nas ogromne wrażenie. Starsza jego część to karuzele, kolejki, safari, kraina Duplo i przede wszystkim MiniLand, czyli cały świat zbudowany z klocków – taki, jakim go sobie wyobrażaliśmy, gdy 30 lat temu słyszeliśmy od „bywałych w świecie”, że podobno gdzieś w Danii jest takie miasteczko, zbudowane całe z klocków… Park cały czas się rozrasta i dobudowywane są kolejne atrakcje, bardziej już w klimacie parku rozrywki niż krainy z klocków.

Pierwszy dzień za nami

Wieczorem pierwszego dnia doszliśmy do wniosku, że warto zwiedzać park od końca, to znaczy zaraz po przekroczeniu bram iść na sam koniec i niespiesznie wracać, zatrzymując się przy interesujących nas atrakcjach. Przy „pierwszych z brzegu” atrakcjach od razu po otwarciu ustawiają się kilkudziesięciominutowe kolejki, podczas gdy dalsza część parku pozostaje pusta.

W parku można spędzić cały dzień. Warto mieć swoje jedzenie. Kiosków z (raczej niezdrowymi) przekąskami (hot-dogi, hamburgery, donuty, lody) jest sporo, ale duńskie ceny mrożą bardziej niż niemieckie. Za to co kilka kroków na całym terenie parku ustawione są stoły piknikowe. Własny termos, napoje, kanapki, batonik na przypływ energii – i mamy posiłek za sobą. Przy każdym takim „obszarze piknikowym” zlokalizowane są wielkie pojemniki z klockami lego. Dziecko zjadło, nudzi się – może iść pobudować. Toalety czyste, dobrze oznaczone, na bieżąco sprzątane, z przewijakami. Wielkie wrażenie zrobiło na nas „Baby Center”, gdzie poza parkingiem na kilkanaście wózków, łazienkami z przewijakami, gratisowymi pieluchami we wszystkich rozmiarach i mokrymi chusteczkami jest także możliwość podgrzania butelki z mlekiem lub słoiczka z jedzeniem dla dziecka, a także intymne kąciki do nakarmienia dziecka piersią. Pomyślano o wszystkim…

Domek z drabinką

Hotel na terenie Legolandu nie jest tani, zatem dookoła parku jak grzyby po deszczu wyrosły kempingi, gdzie można przenocować za znośne pieniądze. Wybraliśmy znaleziony na booking.com kemping Riis w miejscowości Give, 16 km od Legolandu. Uroczy, skandynawski drewniany domek z łazienką w zupełności zaspokoił nasze potrzeby mieszkaniowe (752 zł/2 noce). Mała kuchenka pozwalała ugotować paczkę makaronu i podgrzać przywieziony z polski domowy sos. Dwa łóżka na pięterku stanowiły atrakcję dla starszaków – miały tam swoje mieszkanko. Kemping, mimo niewielkiej powierzchni, miał kilka placów zabaw rozsianych pomiędzy domkami, a także strefę dla dzieci, składającą się z kilku trampolin, huśtawek, piaskownicy, wielkich szachów i kilku zagród z żywymi zwierzętami do karmienia.

Dzień drugi - eksperci

Drugi dzień w Legolandzie był nawet lepszy niż pierwszy. Posiadając niejakie doświadczenie, sprawnie przemieszczaliśmy się pomiędzy kolejnymi atrakcjami, dostosowując je do wieku i zainteresowań naszej trójki. Przez chwilę mieliśmy chęć zjeść obiad w tamtejszej rodzinnej restauracji, ale koszt ok. 500 zł za naszą rodzinę sprawił, że postanowiliśmy kupić sobie raczej po pamiątce, i wrócić na obiad do „domku z drabinką”.

Na terenie parku zlokalizowany jest ogromny sklep z klockami Lego. W sklepie panuje dość duży tłok, ale już krótka wizyta pozwoliła stwierdzić, że ceny - szczególnie za duże zestawy - potrafią być zachęcające. Jeśli ktoś akurat ma w planach zakup któregoś z dużych zestawów, to być może warto wykorzystać do tego wizytę właśnie w tym sklepie.

Nowość - sprawdź również: LEGO House

Truskawkowa Kraina – Rovershagen k. Rostocku

W drodze powrotnej z Danii zatrzymaliśmy się u naszych Przyjaciół w Rostocku. Kilkanaście kilometrów na północ znajduje się cudowne miejsce – Karls Markt. Główna atrakcja to pieczołowicie odrestaurowana stara stodoła, w której od wejścia pachnie domowym dżemem truskawkowym, który produkowany jest w wielkich kadziach, na naszych oczach… Wewnątrz co kilkanaście minut rozpoczynają się (obwieszczane dzwonkiem) warsztaty i zajęcia dla dzieci. Można nauczyć się produkować dżem, czekoladę ze wszystkimi dodatkami świata (z morską solą, popcornem), lepić z gliny, ozdabiać figurki… Motyw truskawki pojawia się na wszystkich produktach w sklepie - od konfitur, czekolad i likierów, po kosmetyki, ręczniki i świece. Wewnątrz jest także restauracja, do której prowadzi… brama z garnków. Zachwyca konsekwencja stylistyczna, łącznie z łazienkami – wszystko w klimacie „wiejskiej zagrody”, ale nowocześnie i czysto. Pod dachem rozpościera się trudny do ogarnięcia wyobraźnią teren zabawy dla dzieci – podniebne korytarze, domki, zjeżdżalnie i bocianie gniazda (dostępne za darmo). Fantastyczne miejsce dla całej rodziny – na cały dzień.

Wspominamy nasze wakacje z rozrzewnieniem i już nie możemy się doczekać kolejnego wyjazdu całą rodziną…

Kamila Matczak