Pomysł na włoskie wakacje zrodził się po tym, jak wróciliśmy z Kołobrzegu...zmarznięci, zmoknięci i rozczarowani. Pogoda popsuła nam urlop, a kalosze potrzebne były o wiele bardziej niż kąpielówki.
I tak oto zaplanowaliśmy wakacje nad Adriatykiem, gdzie temperatura powietrza w czerwcu waha się od 25 do 35 C , a deszcz pada rzadko. Wyjazd w czerwcu ma jeszcze jedna ważną zaletę: w tym czasie ceny noclegów są kilkakrotnie niższe niż w lipcu czy sierpniu.
Wybraliśmy camping w małym miasteczku niedaleko Wenecji. Podróż do Włoch jest daleka, w aucie spędziliśmy ok.12 godzin ale zapewniam, że było warto. Z obsługą campingu można dogadać się po angielsku. Zakwaterowano nas w domku campingowym z dwiema sypialniami, łazienką, toaletą i kuchnią (wyposażoną w kuchenkę gazową, lodówkę, czajnik, naczynia). Na campingu można także wynająć namiot oraz parcelę na kamper, jednak polecam domek ze względu na klimatyzację. Wśród sąsiadów spotkamy głównie Niemców, Włochów, Holendrów i oczywiście naszych rodaków. W centralnym punkcie campingu znajdziemy pizzerię, restaurację, sklep spożywczy, butik oraz scenę-miejsce wieczornych imprez. Najważniejszy jest jednak basen lub aquapark, do którego wszyscy goście mają nieograniczony i bezpłatny wstęp. Z wodnych atrakcji można także korzystać wybierając się nad morze, do plaży mieliśmy niecałe 200 metrów.
Sprawdź również: Rodzinna Gra miejska w Weronie
Po całym dniu spędzonym na basenie lub nad morzem, apetyty dopisywały całej naszej rodzince. Często zamawialiśmy pizzę lub gotowaliśmy różne makarony. Większe zakupy robiliśmy w dużym markecie w mieście, ponieważ sklep na campingu był dużo droższy. Na lody chodziliśmy niemal codziennie. Nie dziwi mnie fakt, że Włosi jedzą ich bardzo dużo, bo zwyczajnie są przepyszne. Lody nakłada się tam łyżkami, a nie małą gałkownicą, zatem porcje bywają spore. Pamiętajmy, że będąc we Włoszech musimy uszanować fakt, że w godzinach 12-14 jest czas sjesty. Wtedy odpoczywamy, nie hałasujemy i pogódźmy się z tym, że restauracje oraz sklepy mogą być zamknięte. Razem z dzieciakami udawaliśmy się w tym czasie na drzemkę lub przygotowywaliśmy obiad. Warto napisać jeszcze o świetnej pracy animatorów, którzy organizują różne zajęcia, konkursy. Dzieciaki świetnie bawiły się w mini klubie i tańczyły na wieczornym disco. Na campingu czuliśmy się bardzo dobrze i bezpiecznie. Miejsce to stanowiło także świetną bazę wypadową na wycieczki.
I tak oto zwiedziliśmy:
- Rawennę – włoskie miasto słynące z bizantyjskich mozaik. Tutaj nawet tabliczki z nazwami ulic są stylizowane na mozaikę i wykonane z misternie ułożonych drobnych kamyczków.
- Chioggię- malownicze miasteczko, poprzecinane kanałami, niczym Wenecja. Zdecydowanie bardziej kameralne, pozbawione tłumów turystów. Tutaj wynajęliśmy łódkę i wybraliśmy się w rejs po kanałach. Moim zdaniem Chioggia w niczym nie ustępuje Wenecji, a patrząc na nasze zdjęcia, wielu ludzi jest przekonanych, że pływaliśmy po Canale Grande.
- Commachio – jedno z piękniejszych miast w rejonie Emilii Romanii…pomimo, że trafiliśmy tutaj, kiedy synek rozciął sobie głowę na zjeżdżalni. Choć dla matki to przeżycie traumatyczne, to muszę przyznać, że szpital w Commachio wspominam miło. Zostaliśmy potraktowani bardzo dobrze, w poczekalni spędziliśmy 20 minut, następnie poszkodowanemu założono dwa szwy i zaopatrzona nas w plastry oraz bandaże. Lekarka nie mówiła po angielsku, ale przyprowadzono panią pielęgniarkę, która wszystko nam wyjaśniła. Oczywiście potrzebne były karty EKUZ i polecam, aby zabierać je na zagraniczne wojaże, choć nie życzę nikomu, aby musiał z nich korzystać. Dzięki kartom otrzymaliśmy fachową, szybką i skuteczną pomoc całkowicie bezpłatnie. Po raz drugi wróciliśmy do Commachio, aby wybrać się na 2 godzinny rejs po delcie Padu. Zwiedzaliśmy stare chaty rybackie, przewodnik opowiadał o historii połowu węgorzy, gdyż okolica słynie z tych właśnie ryb. Na taką wyprawę warto zaopatrzyć się w lornetkę, można zaobserwować siedliska flamingów.
- Bolonię – największe miasto w tym rejonie. Zwiedziliśmy cmentarz wojenny w Bolonii, gdzie spoczywa ok.1500 żołnierzy polskich. Następnie obejrzeliśmy zabytkowe centrum miasta. Na koniec odkryliśmy magiczne miejsce: bibliotekę publiczną o nazwie Salaborsa. To olbrzymi budynek, gdzie mieści się wypożyczalnia książek, miejsce zabaw dla dzieci, restauracja i liczne wystawy. Uwagę przykuwa szklana podłoga. Pod nią mieszczą się podziemia, które zwiedzaliśmy.
Więcej wycieczek nie organizowaliśmy, bo wakacje mijały szybko, a basen był dla dzieci największym przebojem lata. Dziwiłam się wtedy, że nie porosły rybią łuską od ciągłego przesiadywania w wodzie.
Podsumowując, serdecznie polecam wakacje nad Adriatykiem.
Polecamy również: Garda i Wenecja z dzieckiem