Jesteśmy raczej typową, dość nudną polską rodziną, która pracując po 8 godzin zarabia tyle żeby przeżyć od wypłaty do wypłaty. Tak więc wszelkie wypady musimy planować dość oszczędnie. Oczywiście planuje ja, mąż jakoś nie za bardzo lubi się angażować w cokolwiek związanego z wybywaniem w siną dal. Owszem zawiezie nas nawet na koniec świata byleby tylko mógł odpocząć najchętnie nie zajmując się niczym a tym bardziej dwójką maluchów, którym trzeba zorganizować czas.
W tym roku postanowilliśmy wrócić do miejsca które znamy i które jest idealne dla mniejszych dzieci. Gdańsk. Morze. Falowiec a koło Falowca park, place zabaw, molo, galerie. Byliśmy tam zanim się pobraliśmy, następnie z 2-letnią córką a w tym roku już z 6-latką oraz 2-latkiem. Tak naprawdę takim małym dzieciom dużo nie trzeba - ot piasek, woda, łopatki, place zabaw, dla córki kupiliśmy hulajnogę żeby sobie jeździła, właściwie same darmowe rozrywki, których na co dzień nie mamy (mieszkamy na podlasiu w małym miasteczku w którym nic ciekawego nie ma, nawet porządnej drogi do jeżdżenia na hulajnodze). Mieszkanie (2 pokoje + kuchnia + łazienka) znalazłam poprzez internet (mieszkanie w Falowcu oczywiście) - ani drogie ani tanie tyle że po przyjeździe okazało się że zawalone wszystkim (na zdjęciach tego widać nie było) - stosy książek, pianino, wazy secesyjne i sztuczne kwiaty w wazonach z wodą. Dobrze że dzieci mam grzeczne to nie obawiałam się że coś rozbiją aczkolwiek mąż zadowolony nie był (w sumie miał racje - mieszkanie . Mieszkanie zadbane, w miare czyste ale przedziwne, jak się z czasem okazało wynajęłam je od jakiejś Gdańskiej aktorki, a jak wiadomo artyści mają artystyczny nieład i nie przywiązują wagi do wielu rzeczy.
Po przyjeździe przez 5 dni właściwie nie używaliśmy internetu bo choć był to ciężko się go używało, ot dla dzieci kilka razy na tablecie bajki włączyliśmy. Na ogół byliśmy poza zagraconym mieszkaniem. Dzieci grzebały w piasku albo zaliczały plac zabaw albo chodziliśmy po galeriach, pogoda nam wspaniale dopisała (ani ciepło ani zimno) mimo iż wszelkie prognozy sugerowały że będzie zimno, deszczowo i właściwie po co jechać? Owszem, obiady jedliśmy na mieście bo skoro wakacje to można się szarpnąć choć dzieci akurat nie za bardzo miastowe jedzenie chciały jeść.
Czy odpoczęliśmy? W pewien sposób tak - dzieci zmęczone klimatem, zabawą, chodzeniem spały jak kamienie więc i my mocno spaliśmy. Za światem internetowym i telewizją w ogóle nie tęskniłam, cieszył mnie widok morza a jeszcze bardziej że mogłam sobie siedzieć i na niego patrzeć a dzieci się po prostu bawiły. Fajne oderwanie. 6 dni nad morzem kosztowało nas jakieś 1500 zł. Oczywiście nie obyło się bez kupienia "pamiątek" w postaci zabawek z galerii obok :) Ale podobało nam się.
Po powrocie na podlasie postanowiliśmy jeszcze odwiedzić mój rodzinny dom który jest w górach w pięknym mieście Szczyrk. Z małymi dziećmi po górach nie za bardzo da się chodzić aczkolwiek obok domu jest spore podwórko więc dzieci biegały z góry na dół, z dołu do góry, grzebały w małej piaskownicy albo w nadmuchanym basenie zabawki topiły, nie było problemu ze znalezieniem im męczącego zajęcia.
Praktyczne rady:
- na długie podróże na posiłek świetnie sprawdzają się suche produkty czyli: paluszki, bułki z mało pachnącą wędliną, precelki, wafle ryżowe i koniecznie zwykła woda. Od kiedy tak się żywimy nie ma żadnego wymiotowania i złego samopoczucia.
- warto pod ręką mieć mokre chusteczki oraz torbę z kilkoma ubrankami dla dzieci - w razie gdyby któreś się oblało albo posikało (różnie to bywa)
- najlepiej wybrać trasę z widokami czyli przez wioski, pola, lasy bo może i trasa dłuższa ale jakoś mniej się dłuży. Nad morze właśnie jechaliśmy przez takie miasteczka i dzieciaki z zainteresowaniem patrzyły przez okno (bo domek, bo krówka, bo kościół, bo wiatrak), do Szczyrku jechaliśmy ekspresówkami i nudziły się niesamowicie.
- dobrze mieć pod ręką tablet z internetem - w długich podróżach dziecko wcześniej czy później zaczyna się baaardzo nudzić a tablet zajmuje czas.
- również w podróż zabieram kilka zabawek które sobie dzieci wybrały - córka koniki, synek kilka autek i książeczka.
- pora wyjazdu - u nas sprawdza się najwcześniejsza czyli 5:00 - 6:00 - na drogach jest mniej samochodów.
- GPS - wg mnie jest niezbędny. Ominęliśmy sporo korków, kilka razy się pogubiliśmy bo na mapach nie było informacji że wykopy i remonty, dzięki GPSowi szybko wybrneliśmy z poszukiwań gdzie jechać.
- pakować się na wakacje też trzeba z głową - my mamy mały bagażnik w aucie - walizka, torba i wózek to wszystko co wejdzie. Na ogół wychodzę z założenia że w razie czego kupię ale zawsze pakuje ubrania i cieplejsze i lżejsze.
- nie należy nastawiać się pesymistycznie - a bo pogoda, a bo daleko, a co my tam robić będziemy? Po przyjeździe wszystko się układa i na ogół dni się same planują.
- kilka dni wystarczy żeby odsapnąć od monotonnej codzienności więc LUDZIE! Jeźdźcie na WAKACJE!! Dla Was to kilka dni a dla dzieci - wieczność. Moja córka super wspomina morze.