Najfajniejsze podróże rodzą się zawsze spontanicznie. Szybka decyzja, mały research w Googlach i w drogę. No jeszcze tylko dopracowanie szczegółów dla malucha – czy są pampersy, słoiczki, buteleczki i wózek i w drogę! Naszym celem stał się Roztoczański Park Narodowy. Z Krakowa to jakieś 3 h jazdy, oczywiście z przerwami. Przyznam się, że nasz maluch nie ma problemu z jazda samochodem, jest cierpliwy i dobrze znosi podróże.
W trakcie drogi pierwszy postój wypadł w Rzeszowie i Muzeum Dobranocki. Zafascynowani postaciami z bajek naszego dzieciństwa – Miś Colargol, Pik Pok, Baltazar Gąbka, Bolek i Lolek, pomyśleliśmy, że zarazimy tym malucha. Pełni zapału i ciekawości wchodzimy do środka, nastrój ciszy i spokoju. Postacie za gablotkami, procesy tworzenia bajek, ręczne rysunki, historie, jak to powstało, itp. I euforia opada. Fajnie się oglądało i tyle. Maluch siedzi znudzony z gigantycznym misiem i daje mu buziaki. Dla dzieci nie ma tam raczej nic ponadto. Czasem musimy łapać Malucha, bo goni jak szalony i porywa raz Pik Poka z tektury, raz Baltazara Gąbkę. W sumie nie ma napisu nie dotykać, ale czy na pewno wolno? Bajki w kinie też na długo go nie zainteresowały. Bolek i Lolek to w końcu nie to samo co Strażak Sam.
A potem już było tylko lepiej. Zamość – perła renesansu. Ogromny ratusz, górujący nad rynkiem, malutkie uliczki, jest się gdzie zgubić i wcale nie trzeba jechać do Wenecji, twierdza i mury obronne. A w każdy weekend sierpnia odbywa się przemarsz wojska z twierdzy na rynek. Uwaga, kończy się wystrzałami z broni. Głośnymi. Nawet bardzo głośnymi.
Wokół Zamościa jest wiele ścieżek rowerowych. My wybieramy jedną z nich, łatwiejszą ze względu na Malucha. Trasa zaczyna się w Zwierzyńcu i prowadzi do Hodowli Konika Polskiego. Czas trwania około 2 h, my jak zawsze mylimy ścieżkę i jedziemy jakieś 4 h. Trasa jest częścią szlaku Green Velo. Hodowla Konika Polskiego – dwie stodoły i całe stada koni, tzw. Koników polskich, wypasanych na łące. Sielski obrazek. Na trasie przejeżdżamy też koło Stawów Milickich. Można się kąpać, pokarmić kaczki lub przejść specjalną ścieżką dydaktyczną wokół stawów. Cudowny widok natury. Kaczki i gęsi pośród tataraku.
W Zwierzyńcu, gdzie wracamy, zahaczamy o kapliczkę na wodzie, błyszczy niczym nieoszlifowany diament. Na ścianach wewnątrz dumnie mienią się freski. A dla dorosłych - browar. Piwo od stuleci tam ważone, po wyczerpującej wycieczce wręcz „regeneruje”.
Najfajniejsza przygoda czeka nas w ostatni dzień - spływ rzeką Wieprz. Spływ podzielony jest na 3 części. My wybieramy jeden, najłatwiejszy, który trwa około 1 h, to w końcu nasz pierwszy raz. Podobno odcinek jest tak prosty, że nawet leżąc na brzuchu, się nie utopimy. Po wypełnieniu formalności ruszamy w drogę. Mały chce non stop wysiadać z kajaka i moczyć nogi, kamizelki pozbył się już w pierwszej minucie spływu. Wokół cisza i spokój, otaczają nas tylko zarośla i trawy. Po skończonym spływie zabiera nas samochód z powrotem do bazy. Spływ trwał godzinę, powrót samochodem niecałe 5 minut.
Noce spędzamy w dworze Udrycze, 5 km za Zamościem. W nocy czuć atmosferę tajemniczości. Ma się wrażenie, że zza drewnianego przęsła na poddaszu wyskoczy biała dama. W dzień możemy popijać kawkę na tarasie i rokoszować się słońcem, jak damy z wyższych sfer, poczuć klimat minionego czasu. Ogromny ogród z podjazdem – to tutaj prawdopodobnie zajeżdżali odwiedzający posiadłość arystokraci. Duży sad z jabłkami, piaskownica i huśtawki. Dookoła psy i koty. Czego Maluch może chcieć więcej? Pogoń za kotami, zbieranie kwiatów i jabłek do taczek, widok dla rodziców – bezcenny.
Kornelia Bizoń