Ferie w Warszawie - atrakcje dla dzieci
No, może z tym „wysiadaniem” niezupełnie, bo zanim udało nam się zaparkować w sobotnie przedpołudnie, kręciliśmy się po okolicy około 40 minut. Mama i Tata powtarzali, że to zapewne przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, bo akurat w ten weekend wypadał finał i w pobliżu Starówki miał się odbyć jakiś charytatywny bieg, ale coś mi mówi, że aby dobrze zaparkować, trzeba mieć nie lada szczęście… Z entuzjazmem stwierdziłam, że i ja bym sobie na tym biegu pobiegała, ale Mama uznała, że nie będzie na to czasu, bo zaplanowali z Tatą mnóstwo atrakcji w stolicy i nic już w nasz grafik nie wciśniemy na te 2 dni, które zamierzamy spędzić w zimowej, ale za to pięknej Warszawie. No dobrze, przekonajmy się, co takiego robiliśmy 12 i 13 stycznia w Warszawie… Widziałam już w swoim życiu kilka Starówek i wszystkie zdecydowanie były wyjątkowe, ale z tej jedynej dało się w oddali wypatrzeć coś zapierającego dech w piersi. Stadion Narodowy – widać go stamtąd jak na dłoni i można bez trudu uchwycić go na zdjęciu, w przeciwieństwie do choinki, która była tak wielka, że zanim obeszłam ją dookoła, rozbolały mnie nogi.Sprawdź również: Warszawa - ferie z dzieckiem w mieście
Szybko jednak zapomniałam o bólu, bo moim oczom ukazała się konna bryczka, z prawdziwym woźnicą! Bardzo chciałam do niej wsiąść, jednak gdy rodzice usłyszeli, że taka godzinna przejażdżka dla czteroosobowej rodziny kosztuje około 70 euro, szybko się oddaliliśmy. Jak dobrze, że Rodzice nie przystali na mój pomysł, bo ominęłaby mnie wędrówka po Barbakanie! Dalej było już tylko lepiej – prosto z Barbakanu udaliśmy się na darmowe miejskie lodowisko, gdzie trzeba było zapłacić jedynie za łyżwy 5 zł. Ubawiłam się przednio i trochę marudziłam, kiedy wracaliśmy do samochodu, ale niepotrzebnie. Niepotrzebnie, bo kolejnym naszym przystankiem okazało się przeogromne Centrum Nauki Kopernik na Wybrzeżu Kościuszkowskim, do którego dojechaliśmy w jakieś 15 minut. Jeśli drżycie, drodzy Rodzice o powtórkę z parkowaniem, uspokajam – to miejsce może poszczycić się naprawdę okazałym parkingiem. Ludzi z kolei było tu ogromnie dużo i wkrótce przekonaliśmy się, że warto rezerwować bilety, bo niestety dla nas już ich nie starczyło i musieliśmy czekać półtorej godziny na następne wejście. Okazało się jednak, że 5 minut spacerkiem od nas stacjonuje Syrenka Warszawska, więc mieliśmy co robić. Spacerowaliśmy wzdłuż Wisły mimo chłodu i chłonęłyśmy z trzyletnią siostrzyczką historię o Syrence Warszawskiej, którą opowiadała nam Mama. Dalsze oczekiwanie umilił nam postawiony w hallu Centrum Nauki robot, który nie tylko rozmawiał z dziećmi czy płakał, ale także się poruszał! Nawet nie zauważyłam, kiedy minął czas oczekiwania, tak świetnie bawiłam się z innymi dziećmi robotem! Chciałabym napisać, że tego dnia zwiedziliśmy jeszcze inne miejsca, ale niestety (albo i nie) – atrakcji, zabawy i nauki w Centrum okazało się tak dużo, że wyszliśmy krótko przed zamknięciem, o 19. I nie szkodzi, że ja, Tata, Mama i moja siostra jesteśmy w różnym wieku, każdy znalazł coś dla siebie i dla wszystkich razem, i to za 100 zł łącznie (tak, tak, bilety są tu wyjątkowo tanie w porównaniu z bryczką, a ile dłużej trwa zabawa!). Zaletą noclegu w centrum Warszawy z pewnością jest fakt, że wszędzie jest blisko. Ogólnie rzecz biorąc trudno to zrozumieć – niby ta Warszawa taka duża, a wszędzie docieraliśmy w kilkanaście minut. Mama mówi, że to kwestia organizacji – miejsc do obejrzenia jest tak wiele, że można swobodnie wybrać kilka ciekawych znajdujących się w pobliżu siebie. Grzechem zapewne byłoby nie wybrać się do Pałacu Kultury i Nauki. Obejść tego kolosa nie było łatwo, a jeszcze trudniej przemóc strach, gdy wjechało się windą na szczyt, by obejrzeć panoramę Warszawy z tarasu widokowego! Wiało strasznie, ale przynajmniej nie było zimą dużych kolejek, poza tym mieliśmy czapki i szaliki, więc niestraszny był nam wiatr! Zresztą na dole można było skorzystać z kafejki i napić się ciepłej herbaty, więc warto było wydać te 70 zł (20 zł – dorosły, 15zł – dziecko) za takie doznania. Czy wspominałam już Wam, że moja młodsza siostra to leniuszek i nie lubi dużo chodzić? Dlatego naprawdę ucieszyła się, gdy usłyszała, że muzeum, do którego się udajemy, znajduje się przy samym Pałacu Kultury i Nauki, przy Placu Defilad 1, więc nie trzeba dużo się nachodzić. Przyznaję, że na hasło „muzeum” zmarszczyłam brwi, jednak zupełnie niepotrzebnie! Naprawdę nie sądziłam, że istnieje tak przytulne, tak urocze Muzeum Domków dla Lalek, w którym można za 20 zł spędzić co najmniej dwie godziny (i to przed południem, bo muzeum czynne już od 9) i nie nudzić się ani przez chwilę, za to zobaczyć tyle różnorodnych, pomysłowych domków dla lalek! I wiecie co, wcale nieprawda, że jak domki dla lalek, to tylko dla dziewczynek, bo widziałam tam kilku starszych chłopców, którzy również żywo gestykulowali podczas wizyty. Powiem Wam nawet więcej: rodzice też zachowywali się jak dzieci i nie mogli oderwać oczu! Zwykle ostatnie punkty wycieczki przygnębiają, bo zbliżają do tego, co nieuchronne – do powrotu do domu. Jak sprawić, by dziecko wracało z uśmiechem na ustach, albo jeszcze lepiej, w całkowitym milczeniu? Moja Mama znalazła doskonały patent: lizaki! Kolejny punkt: Manufaktura Cukierków, adres: Tamka 49. Ponoć Mama długo się wahała, czy wybrać Pijalnię Czekolady, czy Manufakturę Cukierków, jednak ostatecznie wybrała to drugie, zachęcona informacjami w Internecie i kolorową, bajeczną oprawą. Oj, co do tej kolorowej oprawy nie ma najmniejszych wątpliwości: tylu różnorodnych lizaków moje oczy jeszcze nigdy nie widziały! Najlepsze jednak było to, że mogłyśmy z siostrą zobaczyć cały proces powstawania lizaków, a potem wykonać swoje własne jak prawdziwe cukierniczki, a potem jeszcze dostać za to dyplom i zabrać ze sobą swojego lizaka. O degustacji nawet nie wspomnę, bo przemiłe panie pozwalały częstować się, ile dusza zapragnie! Kto by pomyślał, że w sklepie z cukierkami można „utknąć” na godzinę czy półtorej? Nie musicie się jednak martwić o nasze nogi, bo w Manufakturze Cukierków jak w domu – wygodne poduchy i ławeczki. Manufakturę opuszczaliśmy z żalem, bo chętnie zostalibyśmy tam na dłużej, ale wszystko przecież kiedyś się kończy. Nasza weekendowa wycieczka do stolicy też się skończyła, i to zbyt wcześnie jak dla mnie, ale co poradzić? Gdy jeden z rodziców nie może pozwolić sobie na dłuższy urlop, taki intensywny wypad jest najlepszy! Wiem, że są jeszcze Królewskie Łazienki, Zamek Królewski, liczne Kościoły i ogólnie Warszawa jest piękna, ale takie atrakcje zostawmy na lato, kiedy cieszy każdy kwiatek, każde źdźbło trawy. Gdy jest zimno, wolę zwiedzać miejsca „pod dachem”, które również mają swoją historię i urok. Wydaje mi się, że Mama wybrała najlepsze punkty do zwiedzenia zimą w Warszawie. Skąd to wiem? Jeszcze nigdy nie widziałam, byśmy wracali z weekendowej wycieczki tacy uśmiechnięci! Kto wie, może jeszcze tu wrócimy latem?...Autorką tego zgłoszenia jest Izabela Jurkiewicz. Dziękujemy za ciekawą relacje wyprawy do miasta stołecznego!