Od zawsze dużo podróżowaliśmy. Ja jako małe dziecko, zwiedziłam tyle krajów, ile wiele osób nie zobaczyło w ciągu całego swojego życia. Zdarzało się wyjeżdżać w trakcie roku szkolnego, omijać zajęcia, ale w trakcie wyjazdów nabywałam taką wiedzę, której w szkole bym nigdy nie zdobyła. Później zaczęliśmy podróżować jako para, a w końcu jako małżeństwo.
Od zawsze wiedzieliśmy, że rodzicielstwo nie ograniczy naszej wspólnej pasji. Chcieliśmy pokazać dziecku świat, inne kultury, cuda natury, architekturę czy zwierzęta, których w Polsce nie zobaczy. Tak więc podróżowaliśmy we trójkę: bliżej, dalej, aktywnie, ale all inclusive też się zdarzyło :) Była Sycylia, Azory, Wyspy Owcze, Chiny, Cypr, Litwa, Oliwia rosła i towarzyszyła nam w każdym wyjeździe, w każdej aktywności. Czasami było łatwo, czasami trudniej, często organizowaliśmy coś inaczej, ale zawsze braliśmy pod uwagę przede wszystkim potrzeby dziecka, które zmieniają się z wiekiem.
Ostatni wyjazd był dla nas przełomowy. Na własne oczy zobaczyliśmy, jaką frajdę może sprawić dziecku podróżowanie. Do tej pory Oliwia dość pasywnie odkrywała świat. Oglądała z pozycji wózka lub nosidła. Od kiedy zaczęła samodzielnie chodzić, wykazywać zainteresowanie tym, co się dzieje wokół niej, oraz poczuła, że może teraz odkrywać samodzielnie świat, nasze podróżowanie weszło na inny poziom.
O jakim wyjeździe mowa? Wcale nie tak dalekim. Mowa o Wiedniu - ta europejska stolica jest oddalona o jakieś 6,5 godziny drogi samochodem z centrum Polski. To tutaj zobaczyliśmy entuzjazm, olbrzymie zainteresowanie, krzyki z radości, bieganie po muzeum i płacz, kiedy trzeba było już wracać.
Naszą największą wątpliwością od początku była sama podróż. Oliwia nie zawsze lubi jeździć w foteliku. Zastanawialiśmy się nad podróżą samolotem oraz pociągiem, ale ostatecznie pojechaliśmy samochodem, w godzinach nocnych. Był to strzał w dziesiątkę. Oliwia przespała prawie całą drogę, trasa była pusta i nie trafiliśmy na żadne utrudnienia.
Jak wyglądał nasz plan na najbliższe dni w Austrii? Planu nie było :) Przekonaliśmy się już, że lepiej zrobić listę miejsc, które chcielibyśmy zobaczyć, a kiedy i w jakiej kolejności, to czas pokaże. Jedynym konkretnym, zaplanowanym miejscem było specjalne muzeum dla dzieci, do którego miejsca wyprzedają się jak ciepłe bułeczki i z reguły tydzień do przodu nie ma już co szukać.
Muzeum ZOOM Ozean (bo o nim mowa) to fantastyczne, interaktywne miejsce dla dzieci w każdym wieku. Sale i godziny wejść są podzielone wiekowo, a z dzieckiem może wejść dwójka dorosłych.
Byliśmy w najmłodszej grupie, w której były maluchy nawet jeszcze w pełni niechodzące. Sala, do której weszliśmy, była zaaranżowana jako wielki ocean z mnóstwem atrakcji dla dzieci. Naprawdę atrakcji od groma! Mnóstwo struktur, faktur, dźwięków, przycisków, obrazków. Był tam duży statek ze sterem, łódź podwodna, zjeżdżalnie, mostek. Wszystko było atrakcyjnie zaaranżowane, a nie od sasa do lasa, jak to się zdarza w niektórych salach zabaw. Widzieliśmy w oczach dziecka niepohamowaną potrzebę odkrywania, wchodzenia do każdego pomieszczenia, spróbowania każdej atrakcji. My po 20 minutach byliśmy zmęczeni, ale Oliwia dzielnie dała radę całą godzinę być w ruchu. Skąd w dzieciach tyle energii?
ZOOM Ozean znajduje się w kwartale muzeów. Będąc tutaj, postanowiliśmy wejść do jeszcze jednego miejsca - Muzeum Historii Naturalnej. Nie byliśmy pewni, czy spodoba się Oliwii, ale już po 5 minutach nie mieliśmy wątpliwości, że był to strzał w dziesiątkę (którego się nie spodziewaliśmy!). Oliwia widząc eksponaty, biegała pomiędzy nimi, pokazywała paluszkami coraz to kolejne zwierzątka i śmiała się. A my za nią. Te kilkadziesiąt minut radości było warte przejechania każdego kilometra do Wiednia.
Nie były to jedyne atrakcje w trakcie pobytu. W Wiedniu jest najstarsze ZOO, a w nim pandy - zwierzęta, które są u nas mocno na tapecie, więc wiedzieliśmy, że musimy do ogrodu zoologicznego pojechać. Znajduje się on na terenie Parku Schönbrunn, tuż obok jednej z głównych atrakcji Wiednia - pałacu o tej samej nazwie. Sam ogród zoologiczny jest ładnie zaaranżowany, czysty, aczkolwiek wybiegi dla zwierząt są zdecydowanie za małe.
Pierwsze kroki skierowaliśmy do pand, co nie było łatwe, bo już od wejścia co krok wisiały plakaty z pandami, przy których trzeba było się zatrzymać. Pandy żywe też były, całe dwie, naturalnie nie siląc się na żadne przemieszczanie. Na szczęście za którymś naszym podejściem (a wierzcie mi, że podchodziliśmy z tysiąc razy) udało się znaleźć moment, kiedy panda przemieszczała się po jedzenie i była tuż za szybą przy Oliwii!!! Marzenie się spełniło - tak myśleliśmy my. O, jaka panda na obrazku obok! - tak myślała Oliwia :) Zamiast skupić się na tych żywych, wolała patrzeć na te, które nie odchodzą tak szybko. Widzieliśmy Oliwię zainteresowaną, jak karmią żyrafy, jak stoją flamingi czy pływają pingwiny. Inne zwierzęta średnio ją zainteresowały, a my przynajmniej wiemy, na co zwrócić uwagę przy następnych wyjazdach. Dużym zainteresowaniem cieszyły się też kamyczki na drodze. Na szczęście ogród zoologiczny tak wymęczył Oliwię, że my mogliśmy spokojnie zwiedzić sobie później pałac od środka.
W Wiedniu dużo spacerowaliśmy zarówno po parkach (świetny park Prater wraz z lunaparkiem), jak i po starówce. Każdego dnia staraliśmy się zapewnić chociaż jedną, typowo dziecięcą atrakcję, podczas której mogliśmy spojrzeć na świat oczami dziecka. Dziecka, które patrzy na wszystko z dołu, chce wchodzić coraz wyżej, wszystko zobaczyć, wszystkiego dotknąć. Nie ma znaczenia, czy jest aktualnie w katedrze, muzeum, czy parku - chce eksplorować, bo wreszcie może.
Baliśmy się, że Oliwia nie będzie chciała jeździć w wózku, że nie damy rady w metrze (np. w Chinach każda przejażdżka kończyła się płaczem), ale dzieci się zmieniają. Teraz w metrze zainteresowało ją wszystko wokół, wręcz nie chciała wysiadać. Wózek był czasem odpoczynku pomiędzy atrakcjami i lataniem na własnych nóżkach. Czasem na regenerację i zbieranie energii.
Widzimy, jak niewiele dziecko potrzebuje do szczęścia i jak duża jest nasza odpowiedzialność, aby pozwolić dziecku odkrywać świat. Bez znaczenia, czy jest to świat na innym kontynencie, w Europie czy w okolicy domu. Każdy wyjazd może być fantastyczną przygodą, wystarczy jedynie poszukać miejsc, które spodobają się najmłodszym członkom rodziny.