Czas: druga połowa sierpnia 2017 roku.
Legoland to marzenie niemal każdego dziecka i wielu dorosłych. Ile to kosztuje, czy warto tam pojechać, co jeszcze zobaczyć poza klockami – na te pytania choć w części postaramy się odpowiedzieć z własnego doświadczenia. Porady oraz opinie wzbogaca dokładne przedstawienie budżetu dla trzyosobowej rodziny.
Dzień nie wiadomo jaki, miesiąc styczeń. Rodzinna dysputa w składzie Tomek, Edyta (moja żona), Patrycja (8-letnia córka) zakończona została zgodnym wnioskiem: to ostatni moment na wyjazd do Legolandu, później nasze dziecko będzie za stare. Takie postawienie sprawy mogło oznaczać tylko jedno: jedziemy. Po kilku dniach plan zaczął ewoluować. Bo przecież to bardzo daleko, więc nie opłaca się jechać tylko na jeden dzień. Nieważne, że nie wiedzieliśmy wtedy jeszcze czy wybrać Niemcy czy Danię.
Przygotowania
Lektura różnych publikacji w sieci niewiele pomogła w tej decyzji, wszak mało osób było w obu parkach. Odległość od Poznania podobna, ceny wyżywienia droższe w Billund, lecz to przecież park oryginalny, w ojczyźnie klocków Lego. Ostatecznie zatriumfowała chęć bliższego poznania kraju z białym krzyżem we fladze. Większość wycieczkowiczów z Internetu wyrokowała, że w samym Legolandzie warto spędzić dwa dni. A oprócz tego…
Warto nie liczyć godzin spędzonych w Internecie, by dobrać atrakcje wedle upodobań. Dziękując wszystkim, którzy cokolwiek napisali o swoich wyprawach, pozwalam sobie „przejąć pałeczkę” i dołożyć co nieco od siebie. Jeśli jednak choć jednej osobie niniejsze „wypociny” się przydadzą, cel zostanie spełniony.
Zapraszam między innymi do przeanalizowania finansowych faktów (pełne zestawienie na końcu tekstu) i lektury ocen miejsc, które odwiedziliśmy. Plany związane z Danią na kilkanaście dni przed wyjazdem rozszerzyliśmy jeszcze o niemiecki Hamburg, więc doszedł kolejny nocleg – do pięciu wcześniej zarezerwowanych w miejscowości Tistrup. A oprócz Legolandu odkryliśmy kilka ciekawych, wręcz niezwykłych lokalizacji. Może zainspirują Czytelników, by w Jutlandii Południowej zobaczyć coś więcej niż klocki.
Noclegi – kryteria wyboru
Hotele w Danii są drogie. Jeden nocleg w samym Legolandzie w bajkowych warunkach to równowartość nawet 5 noclegów w Tistrup, oddalonym od Billund o około 45 minut drogi. Skorzystaliśmy z tej drugiej opcji, bo przecież nie jechaliśmy 900 km, by siedzieć w pokoju, choć i tak tanio nie było. Przed podjęciem decyzji korzystaliśmy z różnych wyszukiwarek, ciekawą ofertę miało też biuro podróży Neckermann, sprawdzaliśmy także lokalną stronę duńską (w wersji English), ale ostatecznie najlepsze wg naszej oceny były na Bookingu i Hotels.com.
Nasze wymagania co do noclegu w Danii, oprócz niskiej ceny to kuchnia do dyspozycji, by samemu coś ugotować plus toaleta w pokoju. W Niemczech kuchni nie potrzebowaliśmy, wszak w hotelu tylko jedliśmy śniadanie.
Ibis Budget Hamburg
Świetna lokalizacja – kilkanaście kilometrów za Hamburgiem, przy drodze wylotowej na Danię. Mały, ale wyciszony pokój, z łóżkiem piętrowym. Internet w cenie, podobnie jak parking, miły, anglojęzyczny personel. Można przyjechać po 22, wtedy elektroniczny meldunek (kolejna ciekawostka, której jednak nie testowaliśmy). Jedyna wada to brak windy, przynajmniej miałem ćwiczenia fizyczne.
Bed and Breakfast w Tistrup
Znakomite miejsce. Cisza, spokój, komfort, przesympatyczni właściciele władający mową Szekspira i chętnie nawiązujący rozmowę. Warunki lokalowe też idealne, córka szczególnie była szczęśliwa z piętrowego łóżka. Do tego zwierzęta – psy mniejsze niż koty, konie, kury. Doskonała lokalizacja - ok. 45 min od Legolandu, 1 godzina od Givskud, tyle samo od Ribe. Szkoda to miejsce leży tak daleko od Polski, bo byśmy tam częściej nocowali. Dodatkowa atrakcja dla dzieci – gospodyni pochowała na terenie ośrodka pomalowane kamyki. Można je poszukać i jeden z nich zatrzymać a pozostałe… samemu schować. Zabawa przednia, a dodatkowo Patrycja wyjechała z ciekawą, dość oryginalną pamiątką.
Jedzenie
Ze względów finansowych zabraliśmy swoje jedzenie, bo wejście do duńskiego sklepu czy też restauracji budzi przerażenie w przeciętnym polskim portfelu. Frytki za 26-30 zł, zestaw rybny w smażalni portowej za 80 zł/osoba – takie luksusy zdarzyły nam się właściwie tylko raz. Na śniadanie i obiad jedliśmy więc kanapki i owoce, a po powrocie na ciepłą kolację naleśniki i zabrany ze sobą makaron. Jeden chleb kupiony w Danii starczał na jeden dzień (w zależności od sklepu kosztował 10-16 zł, ale widzieliśmy też za 28 zł).
Zainwestowaliśmy w przenośną lodówkę, a konkretnie jej wypożyczenie w Polsce. Koszt - 56 złotych za 8 dni, podczas gdy zakup nowej to około 300-400 zł. Do tego doszły zakupy w poznańskim dyskoncie i supermarkecie.
Środek lokomocji plus paliwo
Przy okazji wyjazdu wykonywałem test Volkswagena Golfa Variant (kombi) GTD. Pojazd stanowi mieszankę samochodu dla rodziny i osoby lubiącej dynamiczną jazdę (czyli coś w sam raz dla mnie), bo pod maską jednostka Diesla o mocy 184 KM. To nie miejsce na rozpisywanie się o aucie, ale warto wspomnieć o jednej ciekawej opcji, która bardzo mi jako kierowcy pomogła w Danii. Aktywny tempomat bez pomocy kierowcy utrzymuje stałą prędkość - zwalnia przed samochodami jadącymi przed nami a potem przyspiesza. Jazda ze stałą prędkością 80 km/h po pustych duńskich drogach jest nużąca, lecz kierowca mógł „przekazać” środkowi pojazdowi na kilkadziesiąt sekund prowadzenie sterów. Gdy nie reagowałem, dochodziło do alarmów dźwiękowych a na końcu automatycznego hamowania (co sprawdziłem oczywiście tylko raz – mając na względzie zdrowie rodziny i własne).
Paliwo w Danii wbrew opiniom jest niewiele droższe, jeśli w ogóle, niż w Niemczech. Tak więc nie trzeba szukać na siłę stacji w Germanii. Litr oleju napędowego kosztował nieco ponad 5,5 zł. Golf przy sennej jeździe w Danii spalał około 5 litrów na 100 km, co dobrze wróży także innym właścicielom czterech kółek.
1 dzień. Trasa Poznań – Hamburg. Miniatur Wunderland i okolice w Hamburgu
Planowany wyjazd o godzinie 7 rano z Poznania jak zwykle nieco się opóźnił (tym razem z mojej winy), ale 7:45 to i tak jak na nas niezła pora. Pierwszy cel: Miniatur Wunderland, który należało osiągnąć między 14 a 15, na tę godzinę bowiem mieliśmy rezerwację biletów. Warto jej dokonać ze sporym wyprzedzeniem na stronie internetowej, by nie stać w długich kolejkach. Mimo korków na niemieckich autostradach i niezbyt sprzyjającej szybkiej jeździe pogodzie, o godzinie 14:01 byliśmy na miejscu. Zaparkowaliśmy tuż pod Miniatur Wunderland – mając rezerwację biletów do tej placówki płaciliśmy za cały dzień postoju 10 a nie 15 euro.
Miniatur Wunderland to wpisane do Księgi Rekordów Guinnessa makiety miast i miejsc z kilku krajów. Mamy także krajobrazy, działania logistyczne (ładowanie towaru), sytuacje typu aresztowanie, mecz, koncert. Dbałość o szczegóły, poczucie humoru (np. figurka fotografa robiącego z ukrycia zdjęcia całującej się parze), fakt, że bardzo wiele elementów się rusza i wydaje dźwięki – to wszystko naprawdę jest fascynujące, zarówno dla dorosłego jak i maluchów. Dzieci mogą wciskać przyciski i patrzeć co się będzie zaraz działo na danej makiecie. Pokazywane są zarówno sytuacje za dnia i w nocy. Nie zamierzam wszystkiego zdradzać, tam koniecznie trzeba iść, bo zarówno dorośli jak i ich podopieczni wyjdą oczarowani tym miejscem. Nam oglądanie zajęło miłe 4 godziny (łącznie z posiłkiem).
Potem nie przestawialiśmy auta i korzystając z zapłaconego na cały dzień parkingu obeszliśmy okolice Miniatur Wunderland, obfitującą w mosty, ciekawe budynki (np. filharmonia), niedaleko jest także ratusz. Super spacer, trwający mimo kapiącego deszczu prawie półtorej godziny. Mam świadomość, że nie odkryliśmy wielu miejsc, na przykład przez legendarną dzielnicę St. Pauli jedynie przejeżdżaliśmy, ale być może jeszcze kiedyś zawitamy do Hamburga. W hotelu byliśmy około g. 20:30, by kolejnego dnia wyjechać na spokojnie około 10:30 (deszcz nie zapraszał do wczesnego wstawania).
2 dzień. Trasa Hamburg – Kolding – Billund.
Najbardziej nieudany dzień. Przed przekroczeniem duńskiej granicy, zamierzaliśmy zrobić zakupy w niemieckim Lidlu, ale w niedzielę sklepy we Flensburgu były pozamykane. Za to na podziemnym parkingu jednego z marketów był pchli targ. Sklepy zamknięte, za to pod nimi tłumy ludzi: tego jeszcze nie widzieliśmy w naszym wcale nie tak krótkim życiu.
Naturalnie nie to wpłynęło na negatywną ocenę tego dnia. Zamek w duńskim Kolding jawiony jako ciekawa atrakcja dla dzieci i dorosłych – zupełnie bez klimatu. Atrakcje dla maluchów, poza przymierzaniem starych strojów, praktycznie żadne. Miasteczko średnio ciekawe. Chcieliśmy sobie to zrekompensować i pograć w nietypową grę o nazwie futbologolf, ale… obiekt był zamknięty mimo że na stronie internetowej nic o tym nie napisano. Dramat. Jedyny plus, że około g. 18 dojechaliśmy do miejsca naszej „bazy” Bed and Breakfast Tistrup. Poznaliśmy gospodarzy, rozgościliśmy się i wypoczęliśmy na łonie natury nabierając sił na kolejne dni.
3 i 6 dzień - Legoland Billund.
Droga z Tistrup zajmuje około 50 minut, parking tuż obok parku rozrywki stanowi wydatek 50 DKK za cały dzień (około 30 zł). Oczekiwania były wielkie. Legoland spełnił je, lecz tylko w części. Nawet zdaniem 8-letniej Patrycji lepiej było w Givskud Zoo, choć oczywiście bardzo podobało jej się w obu miejscach. Mając powyżej 130/140 cm można skorzystać z każdej atrakcji. Tak właśnie zrobiliśmy wjeżdżając nawet na największe rollercoastery, które nie były wcale jakieś przerażające i w typowych lunaparkach jest ponoć szybciej i straszniej (ponoć, bo jeszcze w takowych nie byliśmy, tylko widzieliśmy filmy w sieci). Duże zainteresowanie z naszej strony wzbudziło strzelanie laserem do celów z jadącego „wagonika”, test sprawności przechodzenia między laserami (sekcja Ninjago), dodatkowo płatna (99 dkk – ok. 60 zł) możliwość zrobienia prawa jazdy przez dziecko związane z jeżdżeniem autkiem po miasteczku.
Bardzo dobry pomysł z oznaczeniami ile czasu spędzimy w kolejce do danej atrakcji. Wbrew temu co pisano w wielu recenzjach, przy sprawnej organizacji wystarczy jednak poświęcić na ten park rozrywki jeden, a nie dwa dni. Jedynie jeśli ktoś chce korzystać z atrakcji po kilka razy warto zostać dłużej, szczególnie gdy traficie na długie kolejki do atrakcji (a bywają niemałe). Generalnie, drugiego dnia pojechaliśmy głównie dlatego, że mieliśmy bilet dwudniowy, bawiąc się oczywiście bardzo dobrze, nawet w deszczu.
Porada 1. Warto tuż po otworzeniu Legolandu pójść na jego koniec. Wtedy nie ma długich kolejek na najciekawszych atrakcjach. My tak zrobiliśmy dopiero drugiego dnia. Przynajmniej mamy porównanie .
Porada 2. Można wnosić swoje jedzenie i picie – są specjalne miejsca, by samodzielnie zjeść i wiele osób z nich korzysta.
Porada 3. Badaliśmy różne opcje najtańszego kupienia biletów. Z pomocą Parkmanii, wcześniej przez Internet ze strony Legolandu, itp. Najtaniej moim zdaniem zdobyć darmowe wejście dla dziecka zabierając katalog Lego ze sklepu w Polsce (lub też znaleźć taką wejściówkę w inny sposób). Jeden darmowy bilet dla dziecka (na 1 lub 2 dni) „działa” przy jednym pełnopłatnym bilecie dla dorosłego kupionym w kasie Legolandu. Zatem dla 3 i 4-osobowych rodzin z dwoma rodzicami to idealne rozwiązanie.
Porada 4. Nie odkładajcie zakupów w sklepach w Legolandzie na wyjście z parku rozrywki, czyli po godzinie 18. Wtedy zamykają wszystkie atrakcje, ale także sklepy. Otwarty pozostaje tylko ten przy wejściu a wtedy tłok jest koszmarny. Ceny w sklepikach mniej więcej 1,5, 2, 3 razy wyższe niż w Polsce, ale… Fajna opcja to możliwość złożenia swoich 3 ludzików z wybranych przez siebie klocków (80 dkk, ok. 47 zł). Ja postanowiłem zostawić dziewczyny w środku, tumult bowiem był ponad moje męskie, w dodatku jak niemal zawsze niechętne zakupom nerwy.
Porada 5. Byliśmy w Legolandzie kilka dni po zakończeniu letnich ferii szkolnych w Danii, trwały one jeszcze w przygranicznych rejonach niemieckich. Ludzi było dość dużo, lecz nie bardzo dużo – do atrakcji staliśmy od 5 do 30 minut. Dlatego sugerujemy wybrać odpowiedni termin wyjazdu
Przeczytaj również: LEGOLAND Billund - przewodnik po atrakcjach
Dzień 4. Ribe + Romo.
Ribe to według niektórych źródeł najstarsze miasto w Danii. Oddalone jest od Tistrup o około godzinę jazdy, ale w inną stronę niż Legoland. Godzinny spacer wąskimi uliczkami stanowi świetne spędzenie czasu, można przy okazji zrobić wiele ciekawych zdjęć. Warto wcześniej poczytać w sieci o poszczególnych domach, ulicach – w sieci nie brakuje interesujących źródeł (wujek Google pomoże). Gdy opowiemy dzieciom różne ciekawe historie wypad stanie się jeszcze bardziej atrakcyjny, także dla dorosłych.
Porada. kierując się drogą dojazdową do centrum natrafiamy na parking, od którego mamy dosłownie 5-10 minut do najważniejszych miejsc Ribe.
Wizyta na Romo to było coś genialnego. To wyspa, do której dojeżdżamy wąską groblą, na której zresztą jest wydzielony parking, by na chwilę się zatrzymać i zrobić kilka zdjęć. Przykładowo można przy odpływie wejść na chwilę „do morza”, co właśnie uczyniliśmy - naszym oczom ukazało się błoto oraz pozostałości po wodzie i uczcie ptaków (w tym resztki wodorostów i krabów). Gdy wracaliśmy po kilku godzinach, w tym samym miejscu była już woda. Naprawdę fascynująca lekcja działania sił natury w praktyce.
Niesamowita na Romo jest możliwość pojeżdżenia samochodem po plaży, nawet niejednej. To stanowiło fajny dodatek do testu Golfa. Byliśmy na dwóch wielkich obszarach piaskowych (nie wiem czy można nawet je nazwać plażami), na szczęście twardych, więc tylko nierozważność kierowców może doprowadzić do zakopania środków lokomocji). Plaże obfitują w mnóstwo muszli, znacznie większych niż nad Morzem Bałtyckim. Ich zbieranie plus szansa zanurzenia się w Morzu Północnym, to kolejne atrakcje tego miejsca. Długie metry mamy płyciznę, sposobów na zabawę jest zatem mnóstwo. Nic dziwnego, że na Romo spędziliśmy kilka godzin i nie za bardzo chcieliśmy stamtąd wyjeżdżać. Notabene, na wyspie można spędzić całe wakacje – zbudowano tam mnóstwo ośrodków. Oczywiście ceny duńskie, czyli wysokie
Porada 1. Wizytę w porcie można sobie podarować, chyba że ktoś głodny jest i ma ochotę na rybę.
Porada 2. Alternatywą dla Romo stanowi wyspa Mando, na którą jednak dostaniemy się tylko traktorem (swoim autem na własne ryzyko) poza tym trzeba wiedzieć, kiedy jest przypływ i odpływ. Polecano nam również to miejsce, jako bardziej dziksze, ale czas w Danii płynie wbrew pozorom szybko i wszystkie atrakcje trudno zobaczyć. Inną opcję stanowi także niemiecki Sylt – miejscówka dla bogatych osób z kraju naszych zachodnich sąsiadów. Atrakcję dla dziecka może stanowić dojazd: na wagonie pociągu. Niestety, to też znamy tylko z opisów, ale może być atrakcyjne.
Dzień 5. Givskud Zoo + Jelling.
Zamiast standardowego biletu wykupiliśmy Wake Up Zoo, czyli możliwość wejścia do zoo przed jego otwarciem, co należy uczynić kilka tygodni wcześniej za pośrednictwem strony internetowej obiektu. Przede wszystkim to szansa podania jabłka nosorożcowi i pogłaskania tego wielkiego zwierza oraz przebywania niemal oko w oko z lwami. To ostatnie – na zapleczu wybiegu. Tutaj oczywiście o głaskaniu nie było mowy, lecz znając język angielski dowiemy się wielu niesamowitych historii o zwierzętach (mieliście świadomość, że zaloty lwów w zoo mogą trwać nawet dwa lata?!). Poza tym przebywanie tak blisko tych stworzeń stanowi spore przeżycie. Zatem zdecydowanie polecam.
W cenie tego biletu jest także „normalne” zwiedzanie. Czyli jeżdżenie autem między żyrafami, antylopami, strusiami, a nawet lwami (przy zamkniętych szybach) itp. Częściowo możemy także poruszać się pieszo. Zwierząt jest sporo, mają one dużo swobody do poruszania. To znacznie lepsza lekcja przyrody niż w szkolnych ławkach a także większości polskich ogrodów zoologicznych, w których dzieci często są znudzone już po kilkunastu minutach. W Givskud Zoo trudno o takie grymasy. Gorsza wersja takiego miejsca jest w polskim Świerkocinie. Generalnie w Europie coraz bardziej stawiają na możliwość interakcji ze zwierzętami - przy zachowaniu odpowiednich warunków dla nich. Zatem – polecamy. Według Patrycji to najlepszy punkt naszej duńskiej eskapady (dla mnie Romo, żona nie mogła się zdecydować, więc napiszę, że wszystko jej się podobało).
Porada: Warto sprawdzić plan dnia karmień. Można np. samodzielnie dać marchewkę wielbłądowi (przygotowane przez włodarzy zoo) czy też popatrzeć na dawanie jedzenia wilkom a przy okazji dowiedzieć się czegoś ciekawego. Poza tym jest też kilka dodatkowych atrakcji jak na przykład pieczenie specjalnego chleba na ognisku.
Jelling
Ponieważ po Givskud Zoo zostało nam jeszcze trochę czasu do późnego popołudnia, postanowiliśmy jeszcze odwiedzić Jelling a właściwie muzeum historii Danii. W zasadzie nie chcieliśmy tam wejść, zajrzeliśmy tylko do muzealnej informacji. Jednak pani nas tak zachęcała, by zobaczyć coś więcej, że wręcz nie wypadało nam sprawić jej przykrości i postanowiliśmy w 10 minut je obejść.
Ktoś powie: eee tam muzeum – nudy, szczególnie dla dzieci. Nic bardziej błędnego. Obiekt stawia na interaktywność, większość kwestii przedstawiono bardzo prosto, rysunkowo lub z krótkim opisem w mowie Szekspira. Nawet osoby nie przepadające za historią zaczynają dociekać „co, jak, dlaczego i po co”. Największa atrakcja moim zdaniem jest niejako na deser. Wchodząc na drugie piętro mamy bowiem taras widokowy, na którym oglądamy widok okolicy sprzed… ponad 1000 lat.
Co ważne dla kieszeni, wstęp do muzeum jest bezpłatny. Ale nie tylko dlatego to miejsce jest po prostu genialne. Za rekomendacje niech świadczy fakt, że 8-latka nie chciała z tego miejsca wręcz wyjść i jeszcze wracając do miejsca noclegowego dociekała szczegółów związanych z pierwszymi władcami Danii. Dlatego czas pobytu to nie wspomniane 10 minut a… prawie 1,5 godziny.
Polecamy również: atrakcje w okolicy LEGOLAND Billund
Dzień 7. Okolice fiordu Ringkøbing + powrót do domu.
No i czas wracać do Polski. Z Tistrup zebraliśmy się około godziny 10. Nie chcieliśmy jednak tracić całego dnia i zamiast jechać do domu… ruszyliśmy w drugą stronę. Fiord a właściwie fiordzik Ringkøbing nie powalił. Owszem, są ciekawe widoki wybrzeża, można podpatrywać uczących się windsurferów, do tego doszła kolejna wizyta na już nieco mniejszej plaży. Plus rzeźby piaskowe w Søndervig z drogim wstępem, na niewielkim terenie, ale robiące spore wrażenie. Nie są to atrakcje typu „must see”, natomiast mogą stanowić przyjemne wypełnienie czasu.
Drogę powrotną rozpoczęliśmy około godziny 16. Niemal od początku granicy niemiecko-duńskiej padało, właściwie lało. Do tego próby celowania z paliwem, by nie płacić za dużo za granicą. I tak przez kilkaset kilometrów. Droga między fiordem a Poznaniem zajęła nam ponad 9 godzin, była to jedna z trudniejszy tras w moim życiu.
Podsumowanie.
To była udana wycieczka, głównie dzięki zdyscyplinowaniu moich kobiet. Zazwyczaj wyjeżdżaliśmy z miejsca noclegowego rano – raz o godzinie 7, w pozostałe dni przed godziną 9. Wracaliśmy w graniach 18-19. Zatem intensywnie, ale interesująco. Ktoś powie, a gdzie np. Lalandia? Mieliśmy w pierwotnym planie ten aquapark a właściwie miasteczko wodne, lecz 1,5 miesiąca wcześniej na Teneryfie bawiliśmy się w Siam Parku, a wg naszej pobieżnej oceny to podobne obiekty. Jednak pewnie warto zamienić jeden dzień w Legolandzie dla zabaw wodnych. Krótko po naszym wyjeździe otwarto w Billund też Lego House, miejsce z klockowymi atrakcjami otwarte przez cały rok.
Sprawdź atrakcje LEGO House
W budżecie się prawie zmieściliśmy (zakładaliśmy 5500 zł) w czym też ma udział gotująca żona. Generalnie podczas eskapady każdy miał swoją rolę. Ja planowałem i załatwiałem bilety, część gastronomiczna to Edit, a Pati pomagała każdemu z nas po trochu. Jeśli macie jakieś pytania, służę pomocą – zaczarowanepioro@gmail.com.
Budżet/Wydatki/ Koszty wyjazdu do LEGOLAND
Paliwo: 680 zł.
Autostrada Polska (2x) = 74 zł.
Parking Miniatur Wunderland: 10 euro (43 zł*).
* wg kursów walut w sierpniu 2017. Koszt 1 korony to około 0,57-0,59 zł i od sierpnia jest w miarę stały. Euro kupowaliśmy dużo wcześniej, ale kurs można sprawdzić w niemal każdym kantorze.
Miniatur Wunderland Hamburg: 33,5 euro (144 zł).
Hotel Niemcy (1 doba) ze śniadaniem: 86,75 euro (373 zł).
Nocleg Dania (5 dób) - Bed and Breakfeast Tistrup: 3500 Dkk (2030 zł).
Zamek Kolding: 180 dkk (105 zł) dzieci za darmo.
Bilety Legoland: 2 dni, 3 osobowa rodzina + 2x parking - 1100 koron (638 zł).
Samochodziki Legoland: 100 koron (58 zł).
Givskud: 700 dkk (406 zł).
Wejście rzeźby piaskowe: 120 dkk (70 zł).
Wypożyczenie lodówki na tydzień: 56 zł.
Suma: 4677 zł
Pozostałe
Jedzenie w Danii: chleb 1x28 zł + 4x16 zł (92 zł), obiad w smażalni - 245 koron (142 zł), lody w dwóch miejscach 30 koron (17,4 zł) + 18 koron (10,44 zł), frytki Legoland 24,36 zł.
Suweniry dla każdego z nas (najwięcej oczywiście dla dziecka) 377 koron (218,66 zł).
Jedzenie w Niemczech: obiad: Miniatur Wunderland dla dwóch dorosłych i dziecka: 24,4 euro (104 zł), Mc Donalds – jedzenie podczas drogi powrotnej 17,77 euro (76.43 zł).
Jedzenie przed wyjazdem - zakupy: 250 zł
Suma: 935,29 zł
Cały wyjazd: 5612,29 zł.