Nazywamy się: Anka, Mati i Jancio. Nasza przygoda z rodzinnym podróżowaniem w dalekie strony zaczęła się w 2012 roku, kiedy Jancio miał 6 miesięcy. Pierwszy wyjazd zaplanowaliśmy do Meksyku (Jukatan). Już wcześniej podróżowaliśmy w dalekie strony (do Indii, na Kanary), ale pierwszy daleki wyjazd z dzieckiem był wyzwaniem, głównie emocjonalnym.
To był czas, gdy dopiero kształtowała się nasza tożsamość w roli rodziców - musieliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy dalej mamy prawo realizować siebie, nasze pasje, nawet ryzykując zdrowie dziecka. Słyszeliśmy też nieprzychylne głosy, mówiące, że nie powinniśmy jechać, gdyż nasze dziecko jest drobne i zapewne mało odporne - zastanawianie się nad pytaniem: jechać - nie jechać, zajęło nam około 2 miesiące i powodowało duży stres i frustrację.
Na szczęście pojechaliśmy i to zmieniło wszystko - po powrocie byliśmy już zdecydowanie pewniejszymi siebie rodzicami (jeśli poradziliśmy sobie w Meksyku, to możemy wszystko). W kolejnych latach byliśmy rodzinnie na Sri Lance, na Jamajce, obecnie szykujemy się na wyjazd do Tajlandii. Wyjeżdżamy zwykle w styczniu i lutym, na około miesiąc, aby uniknąć zimowej polskiej aury.
Wyjazd to dla nas okazja do zacieśnienia naszej więzi - to jest czas dla naszej rodziny, bez obowiązków i dystraktorów, we wspaniałej przyrodzie i cieple. Na te chwile czekamy zawsze cały rok i mamy je w pamięci długo po wyjeździe. Każdy wyjazd planujemy podobnie - wybieramy kierunek, korzystając z mapy malarii aktualizowanej co roku na stronie who (jeździmy tylko w rejony niemalaryczne). Zależy nam na tym, żeby miejsce, do którego jedziemy, było jak najbardziej odmienne kulturowo, tanie, ciepłe, żeby było nad morzem. Kupujemy bilety lotnicze, najchętniej w promocji, kupujemy przewodnik lonely planet i wybieramy miejsca, które mogą nas zainteresować. Rezerwujemy pierwszy nocleg, a resztę trasy ustalamy na miejscu, po rozmowach z napotkanymi turystami i miejscowymi.
Śpimy w guest - housach, przemieszczamy się taksówkami, rikszami, autobusami i pociągami. Stałym punktem naszych podróży jest snorklowanie z maską i rurką, chodzenie po górach, wycieczki tratwami czy łódkami, zwykle staramy się zobaczyć zwierzęta w parkach narodowych i na safari.
W przypadku chorób Jancia idziemy do miejscowych lekarzy, którzy zwykle zapisują nam antybiotyk. Podróżujemy z plecakami, bierzemy ze sobą jak najmniej rzeczy, sporo ubrań kupujemy na miejscu (noszenie ich przypomina nam o naszych kolorowych wyprawach w czasie polskich szarych dni). Dużo uwagi poświęcaliśmy zawsze różnym urządzeniom do transportowania Jancia (wózki, nosidła ergonomiczne, nosidła turystyczne) - chcieliśmy być jak najbardziej mobilni, w tym roku to już raczej niepotrzebne, bo Jancio ma ponad 3 lata. W czasie wyjazdów dużo rozmawiamy z turystami i miejscowymi i karmimy się uśmiechami, kolorami i słońcem. Póki co to jest nasz ulubiony pomysł na czerpanie z życia pełnymi garściami.