Naszą przygodę z zachodnią częścią Stanów Zjednoczonych zaczęliśmy od Las Vegas, dokąd dolecieliśmy bezpośrednio z Nowego Jorku. Lot trwał ok. 6 godzin. Po wylądowaniu cofamy zegarki o 3 godziny – taka jest różnica czasu pomiędzy Nowym Jorkiem a Las Vegas. Las Vegas znajduje się w obszarze klimatu zaliczanego do klimatów pustynnych, dlatego większość roku jest tu bezchmurnie i bez opadów.
Tutaj przeczytasz relację: Nowy Jorku w 3 dni z dziećmi
Las Vegas
Powitanie w Las Vegas nie może wyglądać inaczej. Automaty do gier czekają na Was już na lotnisku i są dosłownie wszędzie. W oczekiwaniu na bagaże spokojnie możecie usiąść przy "jednorękim bandycie" i stracić/wygrać fortunę ;-).
W każdym hotelu znajdziecie kasyno, a w zasadzie pokoje hotelowe są tylko dodatkiem do kasyn i atrakcji, które przyciągają do Las Vegas ponad 6,6 mln turystów. O Las Vegas nie trzeba się rozpisywać. Tu jest wszystko, a nawet i jeszcze więcej :) . Jest wieża Eiffla, jest Muzeum Mafii, kolorowy Las Vegas Boulevard o długości 6,8 km, potocznie zwany „The Strip”. To wzdłuż tej ulicy piętrzą się olbrzymie hotele i kasyna, liczne restauracje, lokalne atrakcje i kabarety.
My zatrzymaliśmy się w hotelu Circus Circus. Jak sama nazwa wskazuje inspirowany jest cyrkiem. Tu poza 3767 !!! pokojami znajdziecie oczywiście kasyno, centrum rodzinnej rozrywki, a nawet... kolejkę górską! Jeśli wydaje się Wam, że to olbrzymi hotel, to powinniśmy wspomnieć, że w Las Vegas znajdziecie dużo większe np. MGM Grand 5 044 pokoje, Luxor Hotel and Casino – 4400 pokoi, Bellagio – 3993 pokoi. Znany z filmu „Kac Vegas” Hotel Caesars Palace posiada „tylko” 3960 pokoi. Wspomniany MGM Grand znany jest z widowisk przyciągających tysiące gości. Rezydenci hotelu to m.in. Adele, która regularnie koncertuje właśnie w MGM Grand, czy najsłynniejszy magik David Copperfield, który prezentuje tu autorskie show.
Poza spacerem wspomnianym „The Strip” obowiązkowo polecamy spacer Freemont Street. To tzw. „stare Las Vegas” i klimaty lat 70.80 tych w połączeniu z przerysowaniami nowoczesności np. zadaszenie będące jednocześnie olbrzymim ekranem, pod którym możecie przejechać się tyrolką. Na Freemont Street dzieje się bardzo dużo! To miejsce na zawsze zostanie w Waszej pamięci! PS: nie wszystkie sceny z tej ulicy będą odpowiednie dla dzieci ;-)
Wielki Kanion - Wielkie WOW
W programie zwiedzania zachodniej części Stanów najbardziej czekaliśmy na Grand Canyon - Wielki Kanion Kolorado. Chcieliśmy się przekonać, czy wygląda tak spektakularnie jak na zdjęciach, czy może wrażenia z wizyty w miejscu z listy światowego dziedzictwa UNESCO są zupełnie inne. Po drodze do Grand Canyon West zatrzymaliśmy się przy Zaporze Hoovera na granicy stanów Arizona i Nevada. Położona jest zaledwie 50 km od Las Vegas. Tama nie jest obecnie największą tego typu konstrukcją na świecie, choć była taką w chwili ukończenia tj. 1936 r.. Obecnie pod względem wielkości zajmuje dopiero 38 miejsce na świecie, jednak mimo to robi olbrzymie wrażenie. Jej wysokość to 224,1 m, długość 379,2 m. Powyżej zapory znajduje się sztuczne jezioro Mead. Droga i most ponad Zaporą są doskonałym punktem widokowym na tą wyjątkową budowlę hydrotechniczną. Na poniższym zdjęciu te małe "kropki" na dolnym nabrzeżu to samochody (może to odda choć trochę skali tej konstrukcji).
Nie widzicie? Proszę bardzo zbliżenie :) Jedziemy dalej...Jeśli jednak Zapora Hoovera zrobiła na nas wrażenie, czego mogliśmy spodziewać się w Wielkim Kanionie Kolorado? Tu już same liczby przemawiają do wyobraźni. Odległość od najodleglejszych punktów Kanionu to aż 446 km. Głębokość w osiąga nawet 1857 m poniżej skalnej krawędzi, a szerokość waha się od 800 m do nawet 29 km. Tu historia zapisana jest w przekroju geologicznym aż od proterozoiku po erę mezozoiczną. Warstwy skał odróżniają się indywidualnymi kolorami i odcieniami, a skały osadowe obfitują w skamieniałości od pierwotnych glonów, przez drzewa i muszle aż po szczątki dinozaurów.
Miejscem naszego spotkania z Wielkim Kanionem Kolorado był Grand Canyon West z dwoma punktami widokowymi Eagle Point & Guano Point. Dodatkowo jest tam również możliwość lotu helikopterem na dno Kanionu i przepłynięcie się pontonem (koszt 259 $/osoba). Poza naturalnymi punktami widokowymi jest też Sky Walk. No i tu znowu po "amerykańsku" wszystko musi być naj! Sky Walk znajduje się na wysokości 1219 m nad ziemią - to najwyżej położony "balkon" na świecie. Wejście na Sky Walk jest dodatkowo płatne ($26) i co ważne, nie możecie wejść tam z aparatem fotograficznym czy smartfonem. Jeśli macie ochotę na zdjęcia, możecie skorzystać z obecnych tam profesjonalnych fotografów.
W tym miejscu jest też Bar/Kawiarnia, gdzie możecie skorzystać z lunchu z widokiem na Kanion (widoki fenomenalne, jedzenie nie koniecznie). Byliśmy na Sky Walk przed ogólnodostępnymi punktami widokowymi i uczciwie Wam powiemy, że znacznie większe wrażenie zrobił na nas punkt widokowy Guano Point. Z tego miejsca widoki są zapierające dech w piersiach. Szczerze nie da się tego opisać. Wielowymiarowa przestrzeń wokół nas - tam moglibyśmy siedzieć godzinami.
Dolina Śmierci i inne perełki...
Z Las Vegas udaliśmy się do Parku Narodowego Doliny Śmierci. Część parku leży w stanie Kalifornia, a część w Nevadzie. Zajmuje powierzchnię 13 628 km2 i słynie z wysokich temperatur. My byliśmy zimą i było bardzo przyjemnie, jednak latem temperatury dochodzą do 50 °C. Zdecydowanie największe wrażenie zrobiła na nas natura w Zabriskie Point.
Zabriskie Point:To punkt widokowy słynny z powodu wyjątkowo ciekawych erozyjnych formacji skalnych. Dalej udaliśmy się do Badwater czyli wyschniętego jeziora położonego aż 85 metrów poniżej poziomu morza. To największa depresja na kontynencie północnoamerykańskim. Całe dno wypełniają płaty solne. To właśnie w tym miejscu zanotowano najwyższą temperaturę na Ziemi - aż 56,7 °C.
Na nocleg zatrzymaliśmy się w uroczej miejscowości Bishop położonej już 1260 m n.p.m (różnice wysokości tego dnia całkiem spore), otoczonej ośnieżonymi szczytami górskimi. Tu jakby czas się zatrzymał. Pomimo, że to maleńka miejscowość, posiada bardzo dobrą ofertę gastronomiczną. Klimatyczne lokale pełne mieszkańców i zawodowych kierowców wróżą dobrze! Takie właśnie pozytywne doświadczenie ze stekami mamy z Back Alley Bowl & Grill.
Jadąc dalej w kierunku Sacramento zatrzymaliśmy się w jednym z najpiękniejszych miejsc jakie widzieliśmy w Stanach. Jezioro Tahoe w zimowej scenerii wygląda bosko! W myślach tylko “Chwili trwaj”! Jezioro położone jest na granicy stanów Kalifornia i Nevada na wysokości niecałych 2 000 m n.p.m. w górach Sierra Nevada. Wokół czekają zimowe kurorty z wyciągami narciarskimi. Jeśli mielibyście ochotę na narty niż plażowanie w Kaliforni, to okolice jeziora Tahoe będą spełnieniem waszych marzeń.
Sacramento
Nie każdy wie, że stolicą Kalifornii jest Sacramento. Nie jest ani największe,to dopiero szóste co do wielkości miasto stanu (ok. 470 000 mieszkańców), jednak to właśnie tu znajduje się Kapitol Stanu Kalifornia. W okresie gorączki złota to Sacramento stanowiło strategiczny punkt na mapie Stanów. Było centrum gospodarczym i dystrybucyjnym, miejscem przystanku karawan i dyliżansów oraz ważnym przystankiem na drodze Pierwszej Kolei Transkontynentalnej.
Zwiedziliśmy wspomniany wcześniej Kapitol, w którym stanowisko Gubernatora Kalifornii pełnili m.in. Ronald Regan i Arnold Schwarzenegger. Zwiedziliśmy Old Sacramento Waterfront. Fanom kolei polecamy wizytę w California State Railroad Museum. Nie mogło zabraknąć przerwy na amerykańskiego burgera. Przy okazji możecie zerknąć jak kształtują się ceny w zwykłych barach.
San Francisco
Do San Francisco zmierzaliśmy z dużymi emocjami. Wjazd do miasta przez Golden Bridge to zdecydowanie przeżycie, na które długo czekaliśmy. Nie zawiedliśmy się! Most jest ogromny! Mieliśmy szczęście, gdyż pogoda w tym miejscu bardzo często płata figle i mgły skutecznie zakrywają tą monumentalną konstrukcję. Miesięcznie przejeżdża nim aż 3,4 mln samochodów. Długość mostu to 2737 m, wysokość 27,4 m, co przy uwzględnieniu daty budowy (1937 r.) budzi jeszcze większy szacunek.
Spójrzcie tylko na przekrój lin podtrzymujących konstrukcję!Most Golden Bridge mieliśmy okazję oglądać również z perspektywy wody, skąd robi jeszcze większe wrażenie. Akurat pod mostem przepływał olbrzymi statek wycieczkowy i na jego tle mogliśmy podziwiać skalę tego cudu techniki. Przy okazji mogliśmy bliżej przyjrzeć się słynnemu Alcatraz. To niegdyś najlepiej strzeżone więzienie na świecie o zaostrzonym rygorze. To tu “pomieszkiwał” m.in. Al Capone. Bonusem rejsu był przepływający wieloryb. W tej okolicy lwy morskie, delfiny czy wieloryby to stali bywalcy.
Statki wycieczkowe odchodzą z pięknego nabrzeża Fisherman’s Wharf. Razem z Pier 39 tworzą miejsce, w którym spokojnie możecie spędzić kilka godzin i zjeść świetny lunch z Clam chowder na czele. To amerykańska zupa rybaków z małży z dodatkiem ziemniaków solonej wieprzowiny i cebuli. Poza tym wielu tu sklepików z pamiątkami i “typowo” turystycznych atrakcji. My gorąco polecamy wizytę w Musee Mecanique. To interaktywne muzeum XX-wiecznych gier zręcznościowych. Znajdziecie tam gry, o których istnieniu nie mieliście pojęcia. Co ciekawe, większość eksponatów jest udostępniona dla odwiedzających ($$), więc możecie też na nich się świetnie pobawić. Warto wspomnieć, że to jedna z największych prywatnych kolekcji na świecie (ponad 300 maszyn). W okolicy stoją też zabytkowe statki, a wśród nich SS Jeremiah O'Brien. To statek zbudowany podczas II wojny światowej i nazwany na cześć kapitana statku z czasów wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
San Francisco jest pełne skrajności. Większa część miasta to niska zabudowa domków jednorodzinnych w szczególności z całymi rzędami domów w stylu wiktoriańskim. Zapewne jednym z najczęstszych obrazków z San Francisco są domki Painted Ladies z Alamo Square. Prawdziwym zjawiskiem jest najbardziej zakręcona ulica nie tylko w mieście, ale i na świecie - “Lombard Street”. Osiem zakrętów na niezwykle pochyłym i krótkim odcinku drogi sprawiło, że to jedna z chętniej odwiedzanych “atrakcji” miasta.
Jednak poza Golden Bridge najpopularniejszą atrakcją w San Francisco są oczywiście wyjątkowe tramwaje. To tutaj działa ostatni na świecie system ręcznie sterowanej kolejki linowej. Wrażenia z przejażdżki oczywiście niezapomniane. Koszt $8.
San Francisco to również wielkomiejskie drapacze chmur. Centrum handlu i biznesu Union Square to miejsce dla poszukujących butików, sklepów z pamiątkami czy galerii (nie tylko handlowych). To miejsce nie zrobiło na nas wielkiego wrażenia. Niestety zapamiętany obrazek z San Francisco to również bezdomni i sporo narkomanów na ulicach. Szczególnie wieczorem przejście przez niektóre uliczki z dziećmi bywało bardzo niekomfortowe, jednak to też Ameryka i warto pamiętać i spotkać się z jej różnymi obliczami. O problemie bezdomności w Stanach można przekonać się również w Los Angeles, o czym napiszemy trochę później.
Dolina Krzemowa, Slovang i Rancho Ronalda Reagana
Po nocce w San Francisco udaliśmy się dalej na południe, po drodze zahaczając o siedziby Google i Apple w Dolinie Krzemowej. Przejechaliśmy się (z licznymi przystankami) słynną prywatną trasą 17 Mile Drive. Malownicza trasa położona na półwyspie Monterey w Kaliforni zrobi na Was wrażenie nie tylko kwestii widoków, ale i cen nieruchomości w jej okolicy. To również mekka fanów gry w golfa. Zwieńczeniem trasy był przystanek w Monterey.
To miasto pełniło niegdyś funkcję stolicy hiszpańskiej Kalifornii. Poza nieziemskimi widokami i pięknem wybrzeża, znane jest z bogatego życia morskiego i pysznych owoców morza. Nic w tym dziwnego, kiedyś znajdowało się tu serce przemysłu konserwowego. Przerobem sardynek zajmowano się w dzielnicy przemysłowej Cannery Row, dziś to typowo turystyczna dzielnica wypełniona restauracjami, sklepikami i światowej klasy oceanarium Monterey Bay Aquarium. To piękny przykład rewitalizacji obszarów przemysłowych. W podobnym klimacie utrzymany jest Old Fisherman’s Wharf, który lata temu pełnił rolę targu rybnego.
Kolejny dzień zaczynamy bardziej europejsko. Okazuje się, że w Kalifornii jest miasteczko, w którym można poczuć się jak w Danii. Solvang (z duńskiego:słoneczne pole) zostało założone 1911 przez duńskich kolonistów. Dziś charakterystyczne uliczki, sklepiki i piekarnie, ale także festiwale kultury duńskiej przyciągają do Solvang 1,7 mln turystów rocznie.
Miejscem, którego nie możecie ominąć w Kalifornii jest z całą pewnością Rancho Ronalda Reagana. Formalnie nazwane biblioteką prezydencką (Ronald Reagan Presidential Library) w Simi Valley to muzeum i miejsce pamięci prezydenta, który zapisał się na kartach historii świata, a w szczególności naszej części Europy. Olbrzymi teren Rancho to niegdyś wakacyjna posiadłość Reaganów. Każdy, kto stanie na szczycie wzniesienia na którym osadzono Rancho zrozumie, dlaczego to idealne miejsce do oddechu od codzienności.
Widok na Dolinę Kalifornijską zapiera dech w piersiach. Samo muzeum jak większość tego typu miejsc w Stanach przygotowano z odpowiednim rozmachem. Jest tu replika gabinetu owalnego w skali 1:1, fragment Muru Berlińskiego, a nawet prawdziwy Air Force One, którym latało aż 7 prezydentów USA oraz cała flota innych prezydenckich pojazdów. Wrażenie robi ekspozycja historyczna. Nie brakuje wątków związanych z Polską. Jest sala poświęcona Solidarności wraz z możliwością odsłuchania przemówienia prezydenta RP w podczas zgromadzenia Kongresu USA w 1989 roku. Dużo miejsca poświęcono reaganowskiej polityce względem Związku Radzieckiemu. Jest tu m.in. rzeźba upamiętniająca spotkanie Ronalda Reagana z Michaiłem Gorbaczowem. Wiele osób uznaje, że Ronald Reagan był jedną z najważniejszych postaci, która przyczyniła się do procesu rozpadu Związku Sowieckiego.
Los Angeles - Hollywood i Beverly Hills
Kolejnymi miejscami na naszym “Tour the America” były Hollywood i Beverly Hills. To zdecydowanie najbardziej znane dzielnice Los Angeles. Hollywood przyciąga magią słynnej Alei Gwiazd oraz Dolby Theatre, czyli miejsce corocznej ceremonii wręczenia Oscarów. Zgiełk, mnóstwo reklam, bary, sklepy z pamiątkami.
To tu możecie zamówić sobie własną statuetkę czy nawet gwiazdę w własnym nazwiskiem. Komercja gdzie się nie popatrzy. Ma to swój urok… na chwilę. Oczywiście odwiedziliśmy słynny Dolby Theatre, a napis “Hollywood” zdecydowanie lepiej widać z Griffith Observatory, o które też zahaczymy.
Nieco mniej niż 5 mil od Hollywood czeka na nas Beverly Hills. Mimo, że nasz budżet nie pozwalał na szaleństwo zakupowe na Rodeo Drive, okolica podobała nam się zdecydowanie bardziej od kontrastującego Hollywood. Jeśli lubicie unikalne samochody warto na chwilę zatrzymać się w okolicy. W zasadzie co chwilę przejeżdżają samochody z najwyższej półki, nierzadko o wartości ponad 1 mln zł. Nie zatrzymaliśmy się również w słynnym Beverly Wilshire Four Seasons Hotel, którego wnętrza możecie oglądać m.in. w “Sex and the City”, ale przede wszystkim “Pretty Woman”.
Kolejny dzień zaczynamy od Griffith Observatory, skąd doskonale widać olbrzymie litery “Hollywood”, ale też całą panoramę Los Angeles. Stąd widać jak olbrzymia to aglomeracja. Fani gry “GTA” w całym LA poczują się bardzo znajomo. Trzeba przyznać, że sporo miejsc doskonale odwzorowanych.
Universal Studios - Los Angeles
Główną atrakcją tego dnia była wizyta w Universal Studios. O tym miejscu moglibyśmy pisać i pisać, jednak tysiące znaków nie oddadzą wrażeń, jakie wywarła na nas ta atrakcja. To połączenie parku rozrywki połączonego z planem filmowym.
Jesteśmy stałymi bywalcami parków rozrywki, więc byliśmy przekonani, że niewiele nas może zaskoczyć. To był błąd! Universal to jedyny w swoim rodzaju park tematyczny, gdzie kilkanaście rollercoasterów to tylko uzupełnienie absolutnie fenomenalnych efektów wizualnych i scenografii.
Każde wejście do wagonika kolejnej atrakcji to niebywała przygoda z kinem, w której poczujecie się jakbyście byli w centrum planu zdjęciowego. Hiper realistyczny Hogwart wraz z małym miasteczkiem i przejażdżką na “miotle” to atrakcja, której nie możemy porównać do jakiejkolwiek atrakcji w innych parkach rozrywki. Wrażenia z “lotu” są tak realistyczne, że w pewnym momencie nie będziecie mieć możliwości, że lecicie.
Atrakcją nr 1 jest kolejka “Studio Tour”. Godzinny tour po miejscach, gdzie powstają hollywoodzkie produkcje z wieloma atrakcjami po drodze, po raz kolejny przeniesie Was w sam środek planu filmowego. Będziecie świadkami zalania i wybuchów w stacji metra, katastrofy lotniczej, błyskawicznej powodzi, zobaczycie rekina ze Szczęk w akcji, a także spektakularny finał rodem z Fast & Furious Supercharged. Atrakcji po drodze jest znacznie więcej, a wszystkie wyglądają na tyle realistyczne...że czasami można się nawet wystraszyć.
Duże WOW robi pokaz “WaterWorld®” z udziałem kaskaderów i dziesiątek efektów specjalnych. Koniecznie zwracajcie uwagę na napisy na ławkach. Szukającym ochłody polecamy strefę “Wet” :). Universal Studios jest jednym z tych miejsc, do których chętnie wybralibyśmy się raz jeszcze.
Los Angeles cd.
Po dniu pełnym wrażeń w Universal Studios czas na dokończenie zwiedzania Los Angeles. Zaczynamy od stacji kolejowej Union Station - największej i głównej stacji kolejowej w Los Angeles. Dalej przechodzimy obok słynnej hali koncertowej Walt Disney Concert Hall mieszczącej 2256 osób. Mijamy okolice Los Angeles City Hall, czyli serce miasta.
Tu podobnie jak w San Francisco okolicę wypełnia miasteczko bezdomnych. Według oficjalnych badań, w 2020 r. liczba osób bezdomnych w Los Angeles przekroczyła 66 tys. Dalej udajemy się w kierunku Bunker Hill. To właśnie tam działa Angels Flight czyli kolejka linowa otwarta w 1901 r.. Przy jej dolnej stacji znajdziecie Grand Central Market - najstarszy i największy miejski rynek w LA. Jednak to znacznie więcej niż rynek z lokalnymi i regionalnymi produktami spożywczymi. To miejsce, w którym możecie celebrować kuchnie zakątków świata. Gorąco polecamy!
Nie możemy nie wspomnieć o jeszcze jednej wizytówce LA. Korki! Korki! Korki! Pomimo aż do 8 pasów w każdym kierunku, w tym dwóch uprzywilejowanych np. dla "high occupancy vehicle" czyli samochodów, w których jadą co najmniej 2 osoby, w godzinach szczytu korki są naprawdę dokuczliwe. Dlatego nie narzekajcie następnym razem, gdy będziecie stać pół godziny w korki na bramkach autostrady A1 ;-). Kolejną ciekawostką z Los Angeles są osiedla "przyczep" kempingowych. Nieruchomości w LA nie należą do najtańszych, a sposobem na ograniczenie podatku od nieruchomości są takie rozwiązania. Pomysłowość w połączeniu z realiami życia w "American Dream".Na pożegnanie: Venice Beach i Santa Monica
Przygodę ze Stanami kończymy przedpołudniowym relaksem w Venice oraz Santa Monica....
Venice to przede wszystkim niebiańska plaża, oraz słynna promenada ze sklepikami i muralami. Znanymi obrazkami z Venice Beach jest też skatepark czy siłownia na świeżym powietrzu. 25 stopni na plusie w lutym, plaże o szerokości przekraczającej 200 m i szum fal Oceanu Spokojnego to zdecydowanie okoliczności, z którymi ciężko było nam się rozstać. W Santa Monica przespacerowaliśmy się bulwarem i słynnym molo z wesołym miasteczkiem na jego końcu.
To tu kończy się słynna trasa Route 66 i nasza pierwsza przygoda ze Stanami Zjednoczonymi.