W ubiegłe wakacje odbyliśmy wspaniałą i naszą wymarzoną podróż na Zachód Stanów Zjednoczonych. Od dawna pomysł ten chodził nam po głowach, aż wreszcie dojrzał do realizacji :)
Jako że wizy do USA już mieliśmy (2 lata wcześniej przejechaliśmy samochodem Wschodnie Wybrzeże), naszym pierwszym krokiem było zakupienie biletów lotniczych. Przez parę miesięcy śledziliśmy ceny i oferty różnych linii lotniczych, aż wreszcie zdecydowaliśmy się kupić bezpośredni lot z Warszawy do Los Angeles – LOTem. Cena była dla nas przystępna, a wygoda bezpośredniego lotu – nieoceniona.
Sprawdź również: Los Angeles i Zachód USA zimą z biurem podróży!
Następnie (parę miesięcy przed datą wyjazdu) ułożyliśmy dokładny plan podróży i zaklepaliśmy przez stronę booking.com noclegi oraz za pośrednictwem rentalcars.com – samochód. Jeszcze bliżej wylotu kupiliśmy (lub zarezerwowaliśmy) przez internet bilety na miejscowe atrakcje np. wejście do Kanionu Antylopy, czy lot helikopterem nad Wielkim Kanionem. I to tyle z wcześniejszych przygotowań :)
Naszym pierwszym punktem planu podróży było Los Angeles, ale samo miasto nie jest szczególnie piękne, więc nie chcieliśmy tracić czasu na zwiedzanie miejsc mało dla nas interesujących. Jeden tylko dzień spędziliśmy w parku rozrywki Universal Studio i był to świetnie spędzony czas. Bilety kupiliśmy internetowo, jeszcze w Polsce, aby zaoszczędzić czas i nie stać w kolejce do kasy (koszt ok. 100$/os.).
Wizyta w Universal Studios była rewelacyjna! Bawiliśmy się świetnie. Nie jest to typowy park rozrywki, jakie znamy – był tylko jeden rollercoaster, a reszta atrakcji bazowała na filmowych trikach i efektach. Ale znakomicie oszukiwała mózg i choć wiedzieliśmy, że nie ruszamy się z naszego fotela, to efekty pozwalały poczuć się, jak na prawdziwej szalonej przejażdżce. Świetna sprawa! Amelka najbardziej wspomina część parku rodem z filmów o Harrym Potterze, a my zachwycaliśmy się przejażdżką wśród autentycznych scenografii ze znanych hollywoodzkich produkcji.
Wieczór spędziliśmy na Hollywood Walk of Fame – słynnej Alei Gwiazd. To chodniki wzdłuż ulicy Hollywood Boulevard z przeszło 2,5 tysiącami różowych gwiazd, upamiętniających bohaterów filmu, muzyki, telewizji. Fajnie było spacerować i wyszukiwać znajome nazwiska. Pstryknęliśmy też obowiązkowe zdjęcie z napisem "Hollywood" (z daleka) i zakończyliśmy przygodę z LA.
Następnego dnia odebraliśmy zarezerwowany samochód i udaliśmy się w kierunku Las Vegas. Po drodze zatrzymaliśmy się w Calico Ghost Town. Calico to opuszczone miasteczko na pustyni Mojave. Założone zostało w 1881 roku, działała w nim kopalnia srebra, jednak w 1907 roku opustoszało. Obecnie jest ładnie odrestaurowane i zamienione w komercyjny skansen – są tu liczne sklepiki, restauracje, bary. Tego dnia zobaczyliśmy także słynną Zaporę Hoovera. Budowę Zapory na rzece Kolorado zakończono w 1936 roku – była to wówczas największa elektrownia wodna na świecie oraz największa na świecie konstrukcja betonowa. Ma wysokość 224 m, a długość 379 m.
Wieczór spędziliśmy w Las Vegas. Wybraliśmy na tę noc hotel położony na Stripie (główna ulica Vegas, ścisłe centrum miasta) – Paris Las Vegas. Gigantyczne "lobby" hotelowe stylizowane było na francuskie miasteczko, pełno było tam restauracji, barów, sklepów i oczywiście - kasyno. Wieczorem, po zapadnięciu zmroku udaliśmy się na pokaz fontann przed hotelem Bellagio (pamiętacie go z komedii Kac Vegas?)- zrobił na nas wielkie wrażenie. Przespacerowaliśmy się po centrum, zjedliśmy kolację i to tyle z Las Vegas.
Nazajutrz rano udaliśmy się w kierunku Wielkiego Kanionu. Po drodze zatrzymaliśmy się tylko na chwilę w miasteczku Seligman na słynnej drodze Route 66. Stojące wzdłuż głównej drogi, kolorowe stare budynki zachęcały do wejścia i wypicia kubka kawy, kupienia obowiązkowej pamiątki ze znakiem Route 66, pstryknięcia fotki ze Złomkiem – bohaterem filmu Auta. Seligman podobno stanowiło inspirację do powstania filmowego miasteczka, w którym dzieje się akcja filmu Disneya.
Wczesnym popołudniem dotarliśmy na lotnisko przy Wielkim Kanionie, gdzie mieliśmy zarezerwowany lot helikopterem. Gdy wzbiliśmy się w powietrze, przez parę minut oglądaliśmy tylko wielką równinę, porośniętą niewysokimi drzewami i krzewami. Ale nagle ukazał się naszym oczom kolorowy uskok… Wrażenie – gdy wlecieliśmy nad kanion – było nieprawdopodobne! Żadne zdjęcia, ani filmy nie oddadzą wielkości, głębokości i kolorów Wielkiego Kanionu. Jest to coś niesamowitego!
Długość kanionu mierzona wraz z nurtem rzeki wynosi 446 km, jego szerokość waha się od 800 m do 29 km, natomiast głębokość dochodzi do 1857 m. Jest to największy przełom rzeki na świecie.
Następnie przejechaliśmy do Visitor Center przy South Rim. Jako, że był to nasz pierwszy park narodowy na trasie – kupiliśmy annual pass – roczną przepustkę pozwalającą na wjazd do wszystkich parków narodowych w USA – dla jednego samochodu i do czterech w nim pasażerów. Koszt takiej karty to 80$, a jednorazowy wjazd na teren parków to około 30$, więc już przy 3 wizytach w parkach koszt karty się zwraca. Zostawiliśmy samochód na wielkim parkingu i udaliśmy się na przystanek (darmowego) autobusu (shuttle bus), który kursuje non stop pomiędzy najciekawszymi punktami widokowymi. My odwiedziliśmy ich kilka np. Yaki Point, Mather Point, podróżując pomiędzy nimi autobusami. Każdy z nich był wyjątkowy – bo pokazywał kanion z nieco innej perspektywy…
Zobaczenie Wielkiego Kanionu to było jedno z naszych największym podróżniczych marzeń i w końcu się udało - pamiętajcie, marzenia się spełniają!
Kolejne dni to podróż przez pustkowia Arizony i Utah i oglądanie kolejnych wspaniałych miejsc. Kanion Antylopy w Page to kanion o budowie szczelinowej, powstały w wyniku wymywania piaskowca przez wody opadowe. Leży on na terenie należącym do Indian Navajo. Dzieli się na dwie części – Lower i Upper (dolny i górny). Uznawany jest przez wiele osób za najpiękniejszy kanion na świecie, przez innych – za najpiękniejszy w Stanach Zjednoczonych – a na pewno jest jednym z najchętniej fotografowanych miejsc na zachodzie USA.
Wiedząc wcześniej, że czasem zdarzają się problemy z zakupem biletów wstępu na miejscu, jeszcze będąc w Polsce, zarezerwowaliśmy internetowo wejście w danym dniu i o danej godzinie do Upper Antelope Canyon – cena za godzinny tour standardowy w Upper Antelope Canyon to 40$, dziecko 20$ + 8$ do każdego biletu za wstęp na teren rezerwatu Navajo.
Jeden dzień spędziliśmy w Monument Valley (Dolina Pomników) - to region na granicy stanów Arizona i Utah, w całości leżący na terenie rezerwatu Indian Navajo. Monument Valley to właściwie nie dolina, tylko płaskowyż leżący na wysokości 1855 m npm. Swe niezwykłe kształty skały w Dolinie zawdzięczają erozji, a piękny czerwony kolor tlenkowi żelaza, który mają w swoim składzie. Ich wysokość dochodzi do 300 m!
W osadzie Oljato znajduje się Visitor Center. Monument Valley nie jest parkiem narodowym tylko parkiem plemiennym – Tribal Park – i nie obowiązuje do niego annual pass do parków narodowych. Opłata za wjazd na jego teren wynosi 20$ za samochód z 4 pasażerami. Stamtąd wyruszyliśmy na Monument Valley Safari, z przewodnikiem i autem 4x4. Wycieczka trwała prawie 3 godziny i poza miejscami dostępnymi dla wszystkich, obejmowała też miejsca dostępne tylko Indianom Navajo. Koszt tej wycieczki był dość wysoki – 180 $/3 os., ale było warto, bo przeżycia są niezapomniane. To była świetna przygoda - widoki w Monument Valley są niesamowite i nieporównywalne z niczym innym. To jedno z tych miejsc na świecie, które trzeba zobaczyć…
Kolejnym magicznym miejscem , które zwiedzaliśmy był Park Narodowy Łuków Skalnych (Arches National Park). Niesamowite formacje skalne, łuki, ostańce, skalne okna zachwycały na każdym kroku. To kolejny park narodowy na naszej trasie i kolejny znakomicie przygotowany na przyjęcie turystów - zwiedza się go samochodami, przy najciekawszych miejscach znajdują się parkingi i reszta potrzebnej infrastruktury. Mały trekking do Delicate Arch - symbolu stanu Utah był dość męczący ze względu na palące słońce, ale widoki były zapierające dech w piersiach. Spędziliśmy tam jeden dzień i było to dla nas stanowczo za mało, ale nie mogliśmy zostać w nim dłużej, bo zmierzaliśmy do Yellowstone National Park.
Yellowstone National Park to najstarszy park narodowy na świecie. Leży w granicach trzech stanów: Idaho, Montana i Wyoming. Park słynie z wielu gejzerów i gorących źródeł - leży on na terenie bardzo aktywnym sejsmicznie, pod jego powierzchnią znajduje się aktywny superwulkan. Żyje tu prawie 70 gatunków ssaków, w tym kilka gatunków zagrożonych, ale wizytówką parku są bizony, których wielkie stada można oglądać zwiedzając Yellowstone. Dla nas był to najpiękniejszy park, jaki widzieliśmy podczas naszej podróży - wysokie wodospady, piękne rzeki i jeziora, góry, gęste lasy, liczna zwierzyna przechadzająca się w zasięgu wzroku, a do tego wielkie gejzery, gorące źródła, fumarole, wulkany błotne. Niesamowita i niespotykana gdzie indziej przyroda w dzikiej formie. Spędziliśmy tam dwa dni, a chcielibyśmy ze dwa tygodnie :) Zachwycaliśmy zapierającymi dech w piersiach widokami, niezwykłą florą i fauną, zatykaliśmy nosy przy siarkowych wyziewach, otwieraliśmy buzie ze zdziwienia przy wybuchach pięknych gejzerów i zobaczyliśmy jedno z najpiękniejszych miejsc na Ziemi - Grand Prismatic Spring.
Niestety po wspaniałych dwóch dniach obcowania z obłędnie piękną naturą pognaliśmy z powrotem na południe, aby w stanie Idaho znaleźć się w pasie całkowitego zaćmienia słońca, które podczas naszej podróży miało nastąpić. Na miejsce obserwacji wybraliśmy niewielkie rolnicze miasteczko Rexburg i tam z tysiącami miejscowych i innych przyjezdnych oglądaliśmy kolejny przepiękny spektakl przyrody jakim jest zaćmienie słońca.
Ostatnim parkiem narodowym, jaki odwiedziliśmy był Bryce Canyon National Park w Utah. Co ciekawe, Bryce Canyon nie jest kanionem, ponieważ nie płynie przez niego rzeka. Ma on kształt naturalnego amfiteatru, który pokrywają wysokie i cienkie iglice, ostańce i inne niezwykłe formy geologiczne. Powstały one w wyniku erozji termicznej - w parku przez większą część roku w ciągu doby występują temperatury dodatnie i ujemne. Park zwiedza się spacerując po skraju "amfiteatru" lub przejeżdżając shuttle busem (lub własnym autem) z punktu widokowego do punktu widokowego. Niestety mieliśmy pecha i złapała nas tam burza, która znacznie skróciła nasz pobyt w tym pięknym miejscu :(
Swoją ponad dwutygodniową podróż po zachodnich stanach USA zakończyliśmy kilkudniowym pobytem w Santa Barbara w Kalifornii, wylegując się nad hotelowym basenem i na plaży, zwiedzając niespiesznie okolicę, robiąc ostatnie zakupy przed powrotem do domu. Po intensywnym zwiedzaniu, taki reset okazał się bardzo potrzebny :)
Wyprawa nam się udała, wszystko co chcieliśmy, zobaczyliśmy, a nawet parę miejsc więcej niż zaplanowaliśmy. Nie mieliśmy żadnych problemów z rezerwacjami, samochodem, zdrowiem itd. Stany zwiedza się znakomicie - wszystkie atrakcje są świetnie opisane i oznaczone oraz przygotowane na przyjęcie tysięcy turystów, nie ma problemów z noclegami, bo baza jest olbrzymia, to samo z gastronomią (która co prawda nie należy wg nas do wyśmienitych, ale nie ma problemów ze znalezieniem miejsca na posiłek), drogi są bardzo dobre, paliwo tanie, mieszkańcy bardzo pomocni i serdeczni. Dla nas to idealny kierunek na rodzinne podróże, bez stresu i chaosu. Polecamy i gwarantujemy, że takich widoków i zjawisk przyrodniczych, jakie tam występują nie zobaczycie nigdzie indziej na świecie.
Autorzy: www.tedyiowedy.pl - Patrycja, Adam i Amelka (9 lat) to pasjonaci podróży. Mieszkają na Wybrzeżu i często zaglądają w ciekawe zakątki regionu. Pokazują Amelce piękno Polski, kochają zwiedzać Europę, systematycznie oswajają się ze światem. Uwielbiają poznawać nowe miejsca, smaki, zapachy i kolory. Wszyscy troje uwielbiają fotografować i utrwalać piękne momenty z naszego życia, co możecie podziwiać na ich blogu.
Tekst powstał w ramach współpracy "Blogerzy z Dzieckowpodrozy.pl"